Restauracja działała już w latach 90., gdy Kłodzko nawiedziła pierwsza powódź. Wówczas jednak straty były niewielkie. Po wrześniowej powodzi pozostał obraz nędzy i rozpaczy. Restauracja Bizancjum, położona na kłodzkiej promenadzie, znajduje się tuż nad rzeką. Gdy ta wylała, doszło do ogromnej dewastacji.
To był dramat. Wszystko było pod sufitem. Stoliki wyrzuciło między drzwi. Jeden wielki wir wody. Wyrwało drzwi, wszystko zostało zniszczone. Nie udało się oszacować strat, bo cały czas coś wychodzi - opowiada pani Magdalena, managerka restauracji. - W pierwszych dniach pomogło nam Wojsko Polskie, wolontariusze, przyjaciele, klienci, którzy korzystali z naszych usług - dodaje.
Jak podkreśla, pracownicy zakładu ubezpieczeniowego przyszli oszacować straty, jednak właściciel lokalu chce również zrobić opinię na własną rękę. Niestety, kolejki do rzeczoznawców czy biegłych są obecnie bardzo długie, bo w wyniku powodzi w Kłodzku ucierpiało wiele firm.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dwa miesiące po powodzi w Kłodzku. Woda nadal sączy się ze ścian
Gdy wchodzimy do środka lokalu, czuć uderzenie ciepła. Wciąż trwa sprzątanie po powodzi. Osuszacze pracują pełną parą. Choć minęły już ponad dwa miesiące, wilgoć utrzymuje się w budynku. Ściany oddają wodę - sączy się ona z nich jak z gąbki.
Co dwie godziny jest pełne wiadro wody z osuszacza. Jest ich poustawianych kilka. Woda tutaj weszła najpóźniej, ale utrzymywała się najdłużej. Osiągała poziom pierwszego piętra - dodaje pani Magdalena.
Na parterze znajdowała się restauracja i apartamenty. Na górze pokoje gościnne. Te ostatnie zalało częściowo.
Za remont na piętrze wzięliśmy się w pierwszej kolejności. Tam straty były mniejsze. Mniej było osuszania, tylko podłogi zostały zerwane - dodaje manager restauracji.
Kiedy wrócą do normalności po powodzi?
Pani Magdalena ma nadzieję, że uda się wznowić choć częściowo działalność już na początku przyszłego roku. Wariant optymistyczny zakłada, że Bizancjum przyjmie gości w ferie zimowe.
Miejmy nadzieję, że w ferie zimowe ruszymy z hotelem i zaczniemy zarabiać, bo na ten moment nie zarabiamy nic - mówi.
Dodaje, że znaczna część bazy hotelowej w Kłodzku znajduje się w dolnej części miasta. Ta górna część, którą żywioł oszczędził, to górująca nad miastem twierdza oraz rynek z licznymi lokalami. Choć nie zostały zdewastowane, to po mieście hula wiatr - w poniedziałek, 25 listopada, mimo pięknej pogody nie sposób było zauważyć wzmożonego ruchu.
Są nadzieje, że zimą turyści dopiszą, bowiem Kłodzko jest bazą dla Zieleńca, ośrodka narciarskiego. Choć żywioł zdewastował dzieło ich życia, restauratorzy nie mają zamiaru się poddawać. Zapytani o powrót w to samo miejsce, mówią wprost.
Nie wynajmujemy lokalu. To jest nasz teren, nasza ziemia, nasz budynek. Musimy iść na żywioł, otworzyć się na nowo. Mamy nadzieję, że będzie więcej zbiorników i tragedia nas nie ruszy. Gdyby tama w Stroniu wytrzymała, być może woda utrzymałaby się w korycie. Niestety, woda zrobiła swoje - kończy pani Magdalena.
Zdjęcia "przed" i "po" mówią zresztą same za siebie.
W sieci trwa zbiórka na rzecz pomocy dla Bizancjum. Restauracja z pokojami na wynajęcie przyznaje, że klienci pytają, kiedy wrócą do działalności. Na razie ta droga jest wyboista.
Rafał Strzelec, dziennikarz o2.pl