Kilka lat temu przez Polskę przetoczyła się debata dotycząca jakości jedzenia w szkolnych stołówkach. Na krótko zmieniono skład posiłków, a niezdrowe przekąski i napoje zniknęły ze szkolnych sklepików.
Teraz temat zbiorowego żywienia powraca w innej odsłonie. Rodzice dzieci i nastolatków pytają, skąd biorą się różnice w cenie posiłków w szkolnych stołówkach. Okazuje się, że bez względu na region w niektórych placówkach sięgają one nawet 16 zł. Sprawdziliśmy to na przykładzie Warszawy, Bydgoszczy i Krakowa.
Podczas gdy w jednej z warszawskich podstawówek za zestaw składający się z zupy z soczewicy, klusek leniwych z dodatkiem sałatki z arbuza, fety i świeżej mięty oraz szklanki soku zapłacimy zaledwie 7,5 zł, dwudaniowy obiad z pomidorówką i mielonym oraz kompotem w Krakowie kosztuje już 16 zł. Z kolei za zestaw w Bydgoszczy rodzic płaci już tylko 5,5 zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W skali miesiąca jest to naprawdę duża różnica, zwłaszcza gdy domowy budżet musi udźwignąć potrzeby kilku dzieci w wieku szkolnym - komentował na Facebooku Łukasz Gibała, radny z Krakowa.
Skąd te rozbieżności? W niektórych szkołach kucharki są zatrudniane przez miasto, a w innych stołówkę wynajmuje ajent, który zatrudnia pracowników. Ponadto w samym Krakowie zaledwie w 23 ze 129 podstawówek funkcjonują stołówki.
Uczniowie szkół dysponujących własnymi stołówkami płacą jedynie za "wsad do kotła", lecz jeśli posiłki dostarczają firmy cateringowe, trzeba ponieść pełen, dużo wyższy koszt - wyjaśnia w rozmowie z o2.pl krakowski radny i zapowiada audyt w krakowskich szkołach i przedszkolach.
Ma też na to gotowe rozwiązanie: tam, gdzie się da, szkoły powinny mieć własne zaplecze gastronomiczne, a jeśli jest to niemożliwe, warto pomyśleć o współpracy między placówkami, by wszędzie koszt obiadu dla dzieci sprowadzał się jedynie do ceny produktów.
A jak widzą to przedstawiciele placówek edukacyjnych? Jedna z dyrektorek krakowskiego przedszkola przyznaje, że zatrudnianie ajentów do stołówek jest po prostu wygodne.
Ktoś zatrudnia ludzi, ogarnia i bierze odpowiedzialność za żywienie, a rodzice i tak płacą - tłumaczy w rozmowie z o2.pl.
Ale inaczej widzi to Renata Giętka, intendentka ze SP nr 32 w Bydgoszczy, gdzie kuchnia prowadzona jest przez szkołę, a cena wynosi zaledwie 5,5 złotego.
Przykładowy zestaw w tej kwocie to: zupa jarzynowa zabielana z ziemniakami, filet z indyka duszony w sosie porowym, ryż z kurkumą, buraczki czerwone gotowane, sok jabłkowy.
Tylko własna kuchnia. Posiłki są świeże, wydawane prosto z kotła, smakują dzieciom, co najlepiej pokazuje fakt, że liczba jedzących w naszej szkole wciąż wzrasta - mówi o2.pl intendentka.
I podkreśla, że dzięki wciąż rosnącej liczbie sprzedawanych obiadów szkole udaje się utrzymać niską cenę posiłków bez rezygnowania z jakości.
Panie kucharki się starają. Nie używamy gotowych sosów, sztucznych dodatków, wszystko jest gotowane od podstaw na bazie ziół i warzyw - wyjaśnia w rozmowie z o2.pl Renata Giętka.
Cena i jakość potraw to jedno, ale rodzice zwracają dodatkowo uwagę na inne problemy wynikające z pośredniej obsługi stołówek w szkołach.
Stołówkę prowadzi ajent, a obiady są zamawiane w aplikacji. Gdy zapomniałam zrobić przelew, córka nie dostała obiadu, bo panie kucharki zależne od swojej szefowej miały związane ręce - opowiada pani Bożena z Krakowa. - Gdyby szefową była dyrektorka szkoły i znała swoje dzieci, taka sytuacja nie miałaby miejsca - zapewnia.
A inny rodzic zwraca uwagę na jeszcze jeden problem dotyczący rodzin wielodzietnych i przysługującej im Karty Dużej Rodziny. - Gdy stołówkę prowadzi szkoła, zniżka obowiązuje, gdy prowadzi ajent - już nie - mówi.
7 lutego rada miasta Krakowa przyjęła projekt uchwały w sprawie przywrócenia stołówek w krakowskich szkołach. To uchwała kierunkowa, która ma za zadanie rozpocząć miejski audyt dot. możliwości uruchomienia stołówek. Tam, gdzie się nie da, stołówek nie będzie, tam gdzie się da, być może zostaną przywrócone.
Jeśli urządzenie stołówki w szkole nie będzie możliwe, to wtedy trzeba zainicjować współpracę z najbliższą placówką - zapowiada Łukasz Gibała. Czy za pomysłem z Krakowa pójdą też inne miasta?
O sprawę cen w stołówkach w szkołach publicznych zapytaliśmy także w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Do dnia publikacji odpowiedzi nie uzyskaliśmy. Do sprawy wrócimy.
Czytaj także: Skandal w przedszkolu. Dzieci jadły robaki