Cukiernia Kozacka była doskonale znana mieszkańcom Kalisza Pomorskiego, niewielkiego miasta położonego w powiecie drawskim (woj. zachodnio-pomorskie). Rodzinny biznes karmił swoimi wypiekami całe pokolenia. Wielu osobom ciastka, ciasta i torty z Kozackiej kojarzą się z beztroskim dzieciństwem.
Działali prawie pół wieku. Cukiernia zamknęła się przez drożyznę
Właściciele lokalu przez 44 lata działalności przetrwali wiele trudnych chwil, w tym ciężkie czasy PRL-u i pandemię koronawirusa. Niestety, mimo wielu wiernych klientów, cukiernia została pokonana przez obecny kryzys, związany z inflacją i podwyżką cen energii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kaliska cukiernia została zamknięta 29 października. Smutną wiadomość właściciele przekazali w krótkim poście na Facebooku. Pod wpisem polały się łzy miłośników słodkich wyrobów, wieloletnich bywalców Kozackiej. W sekcji komentarzy internauci wspominali piękne chwile spędzone w towarzystwie tamtejszych pączków i eklerów.
"Wychowałem się na tych pysznych pączkach, magiczne miejsce", "Cukiernia kozacka to legenda Kalisza", "Wasza cukiernia to mój obraz z dzieciństwa" - pisali pod postem cukierni załamani mieszkańcy.
Pączek za 10 zł, drożdżówka za 12
W rozmowie z next.gazeta.pl właściciele lokalu przyznali, że powodem ich decyzji były zbyt duże koszty produkcji i utrzymania obiektu. Połączenie podwyżek cen prądu, mąki czy cukru spowodowało, że cukiernicy musieliby podnieść ceny swoich wypieków do niebotycznych kwot, które dla przeciętnych mieszkańców Kalisza Pomorskiego byłyby po prostu nie do zapłacenia.
Czytaj także: Lokal istniał od 22 lat. Dramat przez drożyznę
Przed decyzją o czasowym zamknięciu naszego biznesu obliczaliśmy, że zwykły pączek powinien kosztować w granicach 10 złotych - powiedziała gazecie.pl Patrycja Kozak, żona właściciela cukierni.
Cukiernik został spawaczem w Holandii
Zamknięcie cukierni było jedynym wyjściem, by uniknąć popadnięcia w długi. W obliczu tej trudnej sytuacji doświadczony cukiernik Nikodem Kozak musiał porzucić swoją pasję i dla zapewnienia bytu rodzinie, wyjechał do Holandii. Tam pracuje teraz jako spawacz. Jego żona została w Polsce z 4-letnim dzieckiem.
Za drastyczne pogorszenie swojej sytuacji życiowej państwo Kozak obwiniają rząd. - Czuję ogromny żal do państwa, że nie zrobiło nic, by moja rodzina nie musiała się rozdzielać - mówi rozmówczyni gazeta.pl. Kobieta dodała, że sprawy nie polepszyły obietnice władz, dotyczące planowanego na przyszły rok zamrożenia cen prądu.
Zamrożenie cen prądu, o którym mówi rząd, jest śmieszne. Teraz płacimy za megawatogodzinę 300 zł, a po zamrożeniu cen mamy płacić 800 zł. I to z zawieszonym VAT-em. Co to za zamrożenie? Nasz przykład pokazuje, że to, co mówi rząd, jest oderwane od rzeczywistości - mówi kobieta.