O słabym zainteresowaniu Podhalem wśród gości z Mazowsza w pierwszym tygodniu ferii mówiło się od początku sezonu.
Górale zaniepokojeni mniejszą liczbą rezerwacji w oferowanych przez nich kwaterach, jeszcze po pierwszym tygodniu ferii zapowiadali obniżki cen noclegów. Okazuje się teraz, że i to na niewiele się zdało, a warszawscy turyści od Zakopanego woleli słowackie Tatry lub Alpy.
Ten sezon był naprawdę słaby. Szkoda, że to były ferie warszawskie, bo to klienci, którzy zwykle przyjeżdżają z zasobniejszym portfelem i można było osiągnąć trochę wyższe ceny oraz większe obłożenie – przyznaje Emilia Glista z agencji marketingowej Jointsystem z Zakopanego cytowana przez Gazetę Wyborczą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zapytana o powody takiego obrotu spraw ekspertka tłumaczy, że początek ferii zawsze jest słabszy ze względu na kumulację wydatków w gospodarstwach domowych. " Dopiero co były wydatki na święta czy sylwestra, a tu już pasowałoby jechać i wydawać pieniądze na stoki narciarskie. Nie każdego na to stać" - mówi Emilia Glista w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Ale nie tylko brak pieniędzy był przyczyną pustych stoków na Podhalu. Okazuje się, że wielu turystów w tym czasie udało się na wypoczynek poza polską granicę, w Alpy lub na Słowację.
Słowackie ośrodki chwalą się, że wzrost wśród polskich turystów w tym czasie odnotowali aż o 36 procent. Ale górale zapewniają, że nie załamują rąk i czekają na kolejne feryjne turnusy, tym razem ze Śląska.
Poziom obłożenia w obiektach już jest zbliżony do tego, który mieliśmy na koniec poprzedniego turnusu, a biorąc pod uwagę, że tych rezerwacji jeszcze spływa, to jesteśmy pełni wiary, że będzie tylko lepiej - mówi na łamach Wyborczej Emila Glista.