Zdaniem dr. Tomasza Lasockiego z Katedry Prawa Ubezpieczeń Uniwersytetu Warszawskiego. 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn to "powrót do Bierutowskiego wieku emerytalnego".
Nawet przed wojną kobiety i mężczyźni pracowali do 65 roku życia - zauważa ekspert w rozmowie z Patrykiem Michalskim, dziennikarzem Wirtualnej Polski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wbrew pozorom zaplanowana przez rząd PO-PSL reforma wieku emerytalnego nie skazywała Polaków na "pracę aż do śmierci". Według jej założeń dzisiaj mężczyźni pracowaliby do 67 roku życia, a kobiety mogłyby przejść na emeryturę w wieku 63 lat i czterech miesięcy. To nie jest średni wiek umieralności Polaków. Jednak wieku emerytalnego nikt teraz podnieść nie chce, bo za każdym razem ten temat spotyka się z ogromnym oporem w społeczeństwie.
Tymczasem polski rząd zmaga się z ogromnym kryzysem demograficznym. Lata od wprowadzenia świadczeń 500 plus już wiemy, że nie jest to złoty środek. Jak więc sprawić, żeby było co do "emerytalnego garnka włożyć"? Skoro sami mamy emerytury pobierać, to sami powinniśmy na nie zapracować, a nie oczekiwać, że zrobią to młodsze pokolenia.
Nasze dzieciaki, a później nasze wnuki, to pokolenia, które będą musiały sfinansować bardzo dużo świadczeń, więc nasze emerytury będą niskie. Jeżeli nic nie zrobimy, to dalej będziemy szli w ukryte koszty i w innych dziedzinach konieczne będą cięcia. Może ochrona zdrowia albo edukacja będą jeszcze mniej dofinansowane, jeżeli boimy się podjąć decyzję, która wydaje się najbardziej racjonalna, czyli co najmniej wyrównać wiek emerytalny do 65 lat - mówi ekspert Wirtualnej Polski.
Problemów emerytów nie załatwią "trzynastki" czy "czternastki" bo w rocznym rozrachunku nadal będą musieli żyć za głodowe stawki.
Pracujesz na czarno? Nie wyjdzie Ci to na dobre
Rachunek jest prosty. Osoby, które pracują na "nieozusowanych" umowach zamiast umów o pracę, nie odprowadzają składek emerytalnych. Tymczasem każda kwota, która zostanie wpłacona na nasze indywidualne emerytury, może być zwaloryzowana nawet 40 razy. A to, co wpłacimy pod koniec naszej kariery zawodowej, wzrośnie jedynie o 10 do 20 proc. Przykładem na to, jak nieopłacalne są umowy, od których nie odprowadzamy składek, są dzisiejsi artyści-emeryci. Niektórym świadczenia wyliczono nawet na... 590 złotych.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.