Wszystkiemu winna pogoda i wiosna, która przyszła znacznie wcześniej. - Pąki zaczęły się otwierać już pod koniec marca. Wtedy zapaliła nam się lampka, bo nie można było wykluczyć kwietniowych przymrozków. Niestety w naszym klimacie jest spore zagrożenie nimi - mówi nam Fedorowicz.
Winiarze z niepokojem śledzili prognozy pogody. Fedorowicz w rozmowie z o2.pl podkreśla, że udało się wybronić z dwóch nocnych przymrozków. Kluczowy był początek mijającego tygodnia. - W nocy z poniedziałek na wtorek mieliśmy -8 stopni, choć zapowiadano nieco cieplejszą noc. Zostaliśmy pokonani - mówi z żalem sadownik.
Winiarze starali się obronić swoje plony. W woj. lubuskim wykorzystywano helikopter, który leciał nisko nad winnicą - tak aby doszło do mieszania się powietrza, a w konsekwencji podniesienia temperatury przy ziemi. Sposobem na walkę była też maszyna wypełniona zbiornikiem z gazem, palenie świec parafinowych oraz bel słomy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pogoda zniszczyła wszystko. "100 proc. strat"
- Krzewy wyglądają fatalnie, jakby były spalone. Liczymy na to, że wypuszczą pąki z zapasowych listków, że przeżyją. Jakiś owoc będzie, ale 5-10 proc. tego, co w roku normalnym. Spodziewaliśmy się 20 tys. litrów wina, a zrobimy pewnie około tysiąca - mówi Fedorowicz.
Niemal zupełnie zniszczona została też winnica Ramut z województwa dolnośląskiego. - My tak na prawdę nie walczyliśmy. Podjęliśmy ryzyko, prognozy wskazywały wyższe temperatury, ostatecznie było -4. Nie widzieliśmy sensu rozpalania ognisk, czekaliśmy na efekty. Mamy 100 proc. strat - mówi nam właścicielka, Ewa Ramut.
Kobieta podkreśla jednocześnie, że rocznie produkują 3 tysiące butelek wina. Teraz jest obawa o kolejne sezony, bowiem winorośl jest osłabiona. - Jeśli pąki zapasowe wybiją, to nie wiadomo tak naprawdę, czy będą owoconośne. Straty będą jeszcze większe, jeśli trzeba będzie robić nowe nasadzenia - kontynuuje
Nieco mniejsze straty zanotowano w Opolu Lubelskim. Tamtejsza winnica "Mickiewicz" ratowała się ogniskiem. - Zwykle robiliśmy 15 tys. butelek rocznie, teraz pewnie zrobimy około 20 proc. Zawsze udawało nam się obronić, teraz napłynęło dużo zimnego powietrza i po prostu przegraliśmy - mówi nam właściciel, Maciej Mickiewicz.
Straty w winnicach. Niektórym się udało. "Nie spaliśmy po nocach"
Przymrozki uszkodziły znaczną część winnic w Polsce. Jak się okazuje, nie każdy sadownik zanotował straty.
Cudem się udało. Nie spaliśmy po nocach. Paliliśmy ogniska, pogoda była bardzo dynamiczna, ale na szczęście wszystko nas ominęło. Temperatura spadła do 0. Trzeba mieć szczęście i dużo pokory, bo natura lubi płatać figle. Działalność w rolnictwie jest obarczona dużym ryzykiem - mówi nam Barbara Czajka, właścicielka winnicy "Vanellus" z Jasła na Podkarpaciu.
Winnica Talaska z Małopolski też się obroniła. - Nie musieliśmy przeprowadzać zabiegów. Ratuje nas położenie. Nasze parcele są położone na wysokości 260 metrów nad poziomem morza. Te minusowe temperatury są na poziomie rzeki Dunajec. U nas temperatury dochodzą do zera, góra -1, ale winorośle to wytrzymały, bo trwało to 2-3 godziny - słyszmy od właścicieli.
Właściciele winnic, zwłaszcza z Dolnego Śląska, domagają się, by ich województwo było objęto stanem klęski żywiołowej. Jednak na pomoc finansową liczą tak de facto wszyscy, którzy przegrali z przymrozkami. Wiadomo, że będą powołane komisje przy wojewodach, które mają szacować straty i przyznawać ewentualne odszkodowania.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.