Ciężarówki polskich firm przewożą najwięcej towarów w Europie. Z usług rodzimych przedsiębiorstw korzystają klienci z całego kontynentu. Wszyscy wierzyli, że polska logistyka jest potęgą. Ale teraz dzieje się coś, czego nikt się nie spodziewał. Branża schodzi na niższy bieg.
Wszystkiemu winny jest kryzys. Firmy mniej produkują, a w związku z tym do przewiezienia jest mniej rzeczy. Eksperci, którzy znają rynek, obserwują lawinowy spadek zleceń. To może oznacza, że gdy kłopoty przeminą, krajowa branża skurczy się o od kilkunastu do kilkudziesięciu procent firm.
Jesteśmy kolosem na glinianych nogach. Jak nafaszerowany kulturysta. Jest masa, ale nie ma siły - powiedział money.pl Maciej Wroński, prezes organizacji przewoźników Transport i Logistyka Polska.
Aby uchronić się przed upadkiem, firmy zaczynają ciąć koszty. - Proponują po 250 zł gołej dniówki, co jest skandaliczną kwotą, zważywszy na charakter pracy - mówi Marek, kierowca tira. Jak dodaje, przed epidemią oprócz dniówki było jeszcze minimalne wynagrodzenie i umowa o pracę.
Mężczyzna musiał poszukać nowej pracy. Jak przyznaje, miał trochę szczęścia i udało mu się dorwać fuchę w Niemczech. Tam zarabia dwa razy więcej niż w Polsce. W przeliczeniu na złotówki otrzymuje ok. 8 tys. zł na rękę.
Zgodnie z danymi TiLP w naszym kraju działa 125 tys. firm z tej branży i pracuje w nich ok. 700 tys. ludzi, tworząc 7 proc. PKB. Niestety ponad 90 proc. z nich to mali przedsiębiorcy z równie małymi rezerwami finansowymi, a łączne zadłużenie przewoźników z tytułu leasingu wynosi ok. 17 mld zł.
W ankiecie TiLP 47,5 proc. firm przyznało, że znacznie ograniczyło działalność, a 45,9 proc. - że zrobiło to częściowo. Na poziomie sprzed pandemii działa zaledwie 4,9 proc. firm.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl