Zaczęło się od kłótni o schab, którego w deklarowanej cenie nie znaleźli w Lidlu eksperci Biedronki. Czym prędzej poinformowali o tym swoich klientów informując, że to oni są liderem niskich cen na rynku.
Potem, jak przypomina "Gazeta Pomorska" był spór o parówki. Biedronka wykorzystała do kampanii bazę numerów telefonów jaką zdobyła przy okazji rejestracji kart Moja Biedronka. Klienci otrzymali wiadomość takiej treści:
Czytaj także: Lidl znów zaszalał. Dzieje się, oj dzieje!
Od dziś Berlinki 300 g w Biedronce 3,15 zł/opakowanie. W Lidlu 10 proc. drożej - głosiła treść rozesłanych do klientów sms-ów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I choć wydawać by się mogło, że promocje cieszą klientów i pozwalają im na o wiele tańsze zakupy, w praktyce nie wygląda to tak różowo. "Gazeta Pomorska" przytacza przykład masła, które oferowane przez Biedronkę miało aż... dziesięć różnych cen.
"Sieć pod tym produktem umieściła kilka cenówek. Każda z nich informowała o cenie regularnej i promocyjnej, część z nich była przekreślona, a część wskazywała cenę za kilogram produktu. Większość cen była nieaktualna, a poszczególne cenówki wykluczały się wzajemnie" - opisuje "Gazeta Pomorska".
Agnieszka Majchrzak z zespołu prasowego UOKiK w rozmowie z "Gazetą Pomorską" dodaje, że od początku roku na sieć wpłynęło już 800 skarg.
Konsumenci, którzy się do nas zgłaszają, najczęściej mają problemy z reklamacją, np. z jej odrzuceniem. Zgłoszenia dotyczą też cen - chodzi o nieczytelne oznaczenia. Pojawiają się również skargi o naruszeniu obowiązku podawania najniższej ceny z ostatnich 30 dni przy oferowaniu produktu w promocji - wymienia rzeczniczka cytowana przez portal.