We wtorek (30 sierpnia) rząd przyjął wstępny projekt budżetu na 2023 rok. Zawiera on wiele założeń i wydatków. Mają one "zapewnić bezpieczeństwo polskim rodzinom", na co rząd zwracał uwagę podczas konferencji prasowej.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział kontynuację różnych świadczeń, wspominał o obniżce PIT z 17 do 12 proc. i o podwyżce kwoty wolnej o podatku. "Fakt" zauważa tymczasem, że "ani słowem nie wspomniał jednak o jednym wskaźniku, a wiąże się on z dużym finansowym ciosem".
Z założeń rządu wynika, że przeciętne wynagrodzenie w 2023 roku wyniesie 6935 zł. Warto jednak pamiętać, że średnia płaca w wysokości blisko 7 tys. zł jest równoznaczna z dużo wyższymi składkami na ubezpieczenie społeczne. Muszą je odprowadzać osoby pracujące na własny rachunek.
Tabloid wyliczył, ile będzie trzeba przeznaczyć na składki w 2023 roku. Uwzględniono oczywiście wyższe wynagrodzenie. Składki miałyby wynieść łącznie 1418,48 zł. Teraz płacić trzeba natomiast 1211,29 zł. Pod uwagę wzięto następujące składki: emerytalną, rentową, chorobową, wypadkową, a także na Fundusz Pracy i Fundusz Solidarnościowy.
Małe firmy zostaną zniszczone?!
W 2023 roku pracujący na własny rachunek będą oddawać państwu o około 207 zł miesięcznie więcej, co w skali roku daje około 2500 zł.
Rzecznik Małych i średnich Przedsiębiorców powinien wystąpić do rządu o tarczę antyzusowką, bo skala obciążeń w 2023 r. zniszczy mikro i małe firmy - powiedział w rozmowie z "Faktem" dr Antoni Kolek z Instytutu Emerytalnego.
Do rosnących składek, doliczyć trzeba inne opłaty, które mają być coraz wyższe. Trzeba być przygotowanym na rachunki grozy za prąd czy gaz.