Pierwsze informacje o wykryciu koronawirusa wśród norek pojawiały się już w roku 2020, a na wybicie całych stad decydowała się m.in. Dania. W Polsce problem pojawił się na początku lutego 2021 roku. Chorobę potwierdzono wtedy na fermie na terenie powiatu kartuskiego w województwie pomorskim.
- Trzeba będzie, niestety, te zwierzęta zabić, żeby to się nie rozprzestrzeniało. Mam nadzieję, że to jest pojedynczy przypadek, aczkolwiek musimy podjąć wszystkie działania, aby ograniczyć ewentualne przenoszenie wirusa - mówił wtedy Radiu Gdańsk wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.
Koronawirus rozprzestrzenia się wśród norek. Hodowcy mają obawy
Od tamtych wydarzeń minęło kilka miesięcy i niestety nie mamy dobrych wieści. Jak wylicza "Dziennik Gazeta Prawna", tylko w ostatnim okresie wykryto u nas dziewięć ognisk koronawirusa u hodowanych norek. Przed samymi świętami chorobę potwierdzono na fermach w województwie podkarpackim i podlaskim.
Na przestrzeni miesięcy zmieniły się jednak przepisy. O ile na początku 2021 roku wybijano wszystkie zwierzęta, o tyle teraz norki trafiają na kwarantannę. O jej wymiarze i czasie trwania decyduje weterynarz. Zwierzęta w okresie izolacji nie mogą opuszczać fermy, a na jej terenie obowiązuje wzmożona bioasekuracja - przypomina "DGP".
Jeśli po dwóch kolejnych badaniach, które przeprowadza się nie wcześniej niż po 90 dniach od nałożenia kwarantanny w odstępie 14 dni, wirus nadal będzie obecny na fermie, wtedy dochodzi do wybicia zwierząt. Podobną decyzję podejmuje weterynarz w sytuacji, gdy złamane zostaną zasady kwarantanny u zwierząt.
Jak czytamy w gazecie, przepisy nie podobają się hodowcom i wywołują u nich bunt. W Polsce doszło już m.in. do sytuacji, gdy trzeba było zlikwidować stado zarodowe, a to oznacza praktycznie koniec hodowli. Co więcej, za zabite zwierzęta firmom nie należy się odszkodowanie. Hodowca może dostać jedynie niewielką nagrodę za współpracę ze służbami.
Hodowcy nie mają wątpliwości. Rządzący wykorzystują obecną pandemię koronawirusa, by zamknąć branżę w Polsce i zrealizować tym samym założenia ustawy zwanej jako "piątka dla zwierząt", która podzieliła m.in. środowisko Zjednoczonej Prawicy. Właściciele ferm nie chcą słyszeć o zabijaniu zwierząt, bo to będzie oznaczało dla nich utratę dorobku życia.
Już teraz niektórzy hodowcy zapowiadają, że nie będą wpuszczać na fermy lekarzy weterynarii, tak aby nie mogli oni pobrać próbek.
Norki to w tej chwili jedyne zwierzęta, u których potwierdzono zdolność do przenoszenia wirusa SARS-CoV-2. Eksperci nawołują do wybijania zakażonych farm, bo mają obawy, że w takim środowisku koronawirus zmutuje do niebezpiecznej wersji.
Czytaj także: Będzie nowy podatek, rząd potwierdził. Prace już trwają
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.