W kalendarzu mamy końcówkę listopada, a kończący się weekend przyniósł intensywniejsze opady śniegu w miastach i to niekoniecznie położonych w rejonie górskim. To najlepszy dowód na to, że sezon zimowy 2021/2022 rozkręca. Wraz z nim rośnie też liczba zakażeń koronawirusem.
Coraz gorsza sytuacja epidemiologiczna sprawia, że w górach panuje niepokój. Właściciele stoków narciarskich, hoteli i pensjonatów mają obawy, że rząd w ostatniej chwili postanowi ograniczyć ich działalność. Tak jak było w roku 2020, gdy przed Bożym Narodzeniem zakazano przyjmowania gości.
Koronawirus znów utrudni życie? Strach w kurortach
Jak informuje Portal Samorządowy, obecnie samorządowcy z regionów górskich, jak i prowadzący w nich działalność nie są pewni przyszłości.
Nikt nie wyobraża sobie jednak powtórki sprzed roku, czyli zamknięcia stoków narciarskich i wyciągów. Dla branży byłby to ogromny cios, a straty znów byłyby liczone w milionach złotych.
- Te straty są już nie do odrobienia. Chociaż lato pokazało, że turyści przyjeżdżają do nas chętniej niż do Zakopanego, a wpływy z opłaty miejscowej były rekordowe, to tamtych ubytków nie da się już uzupełnić - mówi Portalowi Samorządowemu burmistrz Karpacza Radosław Jęcek.
Karpacz szacuje, że przez zamknięte stoki narciarskie i zawieszenie działalności hoteli czy pensjonatów na początku 2021 roku stracił ponad 330 mln zł. Restrykcje funkcjonowały wówczas przez wiele tygodni, a rząd wprowadził m.in. ferie w jednym terminie w całym kraju. To wszystko miało zachęcać Polaków do pozostawania w domach.
Władze miast położonych w paśmie górskim mają nadzieję, że tym razem restrykcji nie będzie, zwracając uwagę na szczepienia przeciwko COVID-19. Chociażby w Karpaczu preparat przyjęło ponad 60 proc. mieszkańców.
Jeśli rząd nie zamknie stoków narciarskich i hoteli, to polskie kurorty będą miały szansę odrobić część strat z ubiegłej zimy. Wynika to z faktu, że trudniej będzie się wybrać na narty poza granice Polski. Niedawno lockdown wprowadziła Austria, a nowy wariant koronawirusa może doprowadzić do nowych obostrzeń w innych państwach.
- Ludzie sygnalizują, że chcieliby przyjechać, ale z oficjalną rezerwacją się wstrzymują. Latem zresztą też często nie rezerwowali noclegów z dużym wyprzedzeniem, ale czekali do ostatniego momentu - powiedział Portalowi Samorządowemu burmistrz Wisły Tomasz Bujok.
Czytaj także: Pracownicy banku szydzili z pandemii. Zostali zawieszeni
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.