Sporym echem odbiło się wesele wiceministra rolnictwa z PiS Norberta Kaczmarczyka. W wydarzeniu uczestniczyło przeszło 500 gości. Ślubnym prezentem był m.in. ciągnik za 1,5 mln zł, a o oprawę muzyczną dbał Bayer Full. Koszty tego wesela szacowane są w granicach kilkuset złotych.
Oczywiście mało kogo stać na zabawę z takim rozmachem. Pary coraz częściej szukają oszczędności. Poznańska "Gazeta Wyborcza" donosi, że za kilka dni ślub wezmą Gabriel (pracownik naukowy) i Małgorzata (projektantka sieci wodociągowych). Wesele zorganizują w górach. Za 76 gości zapłacą 50 tys. zł.
Para zrezygnowała z wielu atrakcji. Uznali, że nie warto inwestować w fotobudkę czy profesjonalny film z wesela. Nie wynajęli też specjalnego samochodu - pojadą z przyjacielem.
Za wynajęcie sali nad jeziorem zapłacili tylko 2 tys. zł. Stawka za tzw. talerzyk to w tym przypadku 300 zł. Do tego dochodzi DJ i fotograf. Nie najdroższe okazały się też ubrania pary młodej. On za swój strój zapłacił 1000 zł, a ona - 5000 zł.
Wesele kiedyś było dużo tańsze
"Gazeta Wyborcza" przytacza również przykład Adama i Kingi, którzy pobrali się w 2018 roku. Zaprosili 95 gości, a wesele kosztowało ponad 30 tys. zł. Para zrezygnowała z takich atrakcji jak fontanna czekoladowa czy napis "love". Poza tym DJ kosztował "tylko" 2 tys. zł, a opłata za talerzyk wyniosła 180 zł. Kinga suknię kupiła natomiast za 2-3 tys. zł.
"Wyborcza" nawiązała też do wesela Ani i Tomasza. Ona jest barmanką, a on urzędnikiem. Ślub brali w czerwcu 2022 roku. Za 65 osób zapłacili 55 tys. zł. Para zaoszczędziła na tym, że impreza miała miejsce w niedzielę (stawka -20 proc.).
Kamil i Jagoda, którzy pobiorą się w 2023 roku, chcą natomiast zaprosić na wesele ponad 100 osób. Koszty szacują w granicach 60-65 tysięcy złotych. Oni jednak też oszczędzają. Rezygnują np. z płonącego udźca czy fontanny czekoladowej. Zaproszenia i wizytówki chcą natomiast przygotować we własnym zakresie.