Ten rok absolutnie nie jest łatwy dla sadowników. "Fakt" zauważa, że pojawiające się problemy mogą doprowadzić do tego, iż na wiosnę 2023 roku w polskich sklepach zabraknie jabłek. Jak to możliwe?
Najpierw zabrakło ludzi do pracy. Potem w górę wyskoczyły ceny energii. A na koniec przemysłowcy "wypięli się" na sadowników i ścięli ceny skupu o prawie 60 proc. To wszystko sprawiło, że sadownicy są gotowi zamknąć interes i zostawić jabłka pierwszej jakości na ziemi, aby zgniły - pisze dziennik.
Choć popyt za granicą na polskie jabłka jest ogromny, to sadownicy i tak nie są zadowoleni. Alarmują, że jeśli nie dojdzie do zamrożenia cen energii i rekompensat dla tych, którzy będą przechowywać jabłka przez zimę, to po prostu podnoszenie zdrowych owoców z ziemi stanie się nieopłacalne.
Sytuacja jest krytyczna. Taką diagnozą w rozmowie z "Polityką" podzielił się Sebastian Szymanowski, który zarządza grupą producentów Galster. Na uwadze miał przede wszystkim podwyżki cen prądu.
Wiedzieliśmy, że na dobre ceny możemy liczyć tylko wtedy, gdy będziemy mieli własne pakownie i przechowalnie, a także maszyny sortujące. Kupione dzięki funduszom unijnym, wszystkie na prąd. Wcześniej koszty energii mieściły się w 10 gr na kilogramie owoców, obecnie sięgają 50 gr, których odbiorca nie dopłaci - wyjaśnił.
Zabraknie jabłek w sklepach? Sadownicy mają ogromny problem
Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP, zaznaczył, że "jeżeli rząd nie wywiąże się z obietnic zamrożenia energii, sadownicy po prostu wyłącza komory chłodnicze i sprzedadzą drogie, pożądane jabłka deserowe przetwórcom".
A wtedy na wiosnę przyjdzie nam oglądać puste półki w warzywniakach - podsumował ekspert, cytowany przez "Fakt".
Okazję zwęszyli producenci. Okazuje się, że oferują za jabłka niewielkie pieniądze, co tylko pogłębia kryzys sadowników.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.