O braku ruchów ze strony rządu, pozwalających na kontrolowanie nieuczciwych promocji w sieci, zgodnie z unijnymi wymogami informuje dziennik Rzeczpospolita.
Sklepy już zaczęły promować się ofertami nawiązującymi do Black Friday. Z dnia na dzień nawet w handlu tradycyjnym będzie coraz bardziej świątecznie i bożonarodzeniowych dekoracji szybko zacznie przybywać. Kluczowe w tym okresie prezentowym są właśnie przeceny, ale z nimi bywa wciąż różnie. Zazwyczaj prezentują się imponująco tylko w reklamie, a gdy przyjdzie do kupowania, atrakcyjność ofert się zmniejsza i trzeba uważać, czy faktycznie można mówić o jakiejkolwiek obniżce ceny - czytamy w dzienniku.
Czytaj także: Tak nas oszukują na kebabach
Co daje unijna dyrektywa Omnibus, której deklarowany czas wdrożenia przez Polskę minął z końcem maja? Przepisy w niej zawarte zabraniają sklepom internetowym sztucznego zawyżania cen, po to, by krótko potem obniżyć je, stwarzając wrażenie promocji.
A sztuczne promocje to wciąż prawdziwa plaga w naszym kraju. Jak czytamy w tekście Rzeczpospolitej:
Analiza ofert blisko 800 e-sklepów, przeprowadzana przez Deloitte we współpracy z firmą Dealavo w 2021 r., pokazała, że w Black Friday w porównaniu z piątkiem tydzień wcześniej obniżki cen sięgnęły średnio jedynie 3,6 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Warto dodać, że w okresie poprzedzającym Black Friday sklepy deklarują obniżki cen nawet do 70 procent. Jak wynika z badań, najczęściej mijają się z prawdą.
Wiele firm, w tym potentat handlu internetowego, czyli platforma Allegro deklaruje, że nie stosuje nieuczciwych chwytów w okresie "zakupowych festiwali" (chodzi o Black Week i poprzedzający go czas, w którym sprzedawcy manipulują cenami produktów). Blisko 90 procent sprzedawców oferujących swoje produkty w sieci deklaruje chęć udziału w tygodniu promocji i wyprzedaży.