Według środowych danych z Ministerstwa Zdrowia mamy rekord zakażeń koronawirusem - 6,5 tys. nowych przypadków. Prawie ćwierć miliona Polaków przebywa teraz na kwarantannie, a ponad 33 tys. jest objętych nadzorem epidemiologicznym.
Czytaj także: Szkoły znowu zamknięte? Zapowiedź Morawieckiego
Eksperci alarmują, że liczby te będą rosnąć. A to oznacza, że coraz więcej osób nie będzie mogło wykonywać swojej pracy. I chociaż pracownicy biurowi mogą łatwo dostosować się do kwarantannowych warunków, pracując z domu, tak pracownicy fabryk czy zakładów nie popracują.
Wzrost liczby osób na kwarantannie jest problemem dla pracodawców, którym po prostu ubywa pracowników. Jeżeli pracodawcy ubywa np. 20 osób z linii produkcyjnej, to nie zawsze może ją zatrzymać, musi szybko znaleźć zastępstwo - mówiła Monika Fedorczuk z Konfederacji Lewiatan.
Pracownicy na kwarantannie to problem dla pracodawców, którzy będą musieli ponieść większe koszty. Jednak Rafał Benecki, główny ekonomista z ING Banku Śląskiego zwraca uwagę na to, że część pracodawców ma odłożone środki na czarną godzinę z tarczy finansowej.
Widzimy w danych o depozytach, że spora część przedsiębiorstw zasiliła się tymi środkami i odłożyła je na gorszy czas. I teraz właśnie przyszedł ten gorszy czas - mówi Rafał Benecki. - Jak te środki się wyczerpią, to wtedy będzie to miało bardziej drastyczny wpływ na gospodarkę. I wtedy mogą się pojawić firmy, które będą zmuszone ciąć zatrudnienie - dodaje.
Zdalne nauczanie - zmora pracodawców
Coraz więcej szkół przechodzi na nauczanie zdalne lub hybrydowe, a to wiążę się z tym, że rodzic musi zostać w domu z najmłodszym dzieckiem. Jest to kolejny cios w pracodawców, którzy nie mogą sobie pozwolić na to, by jego pracownik pracował z domu.
Jak to się odbije na gospodarce? Według Beneckiego druga fala koronawirusa będzie miała bolesne skutki ekonomiczne, jednak na pewno mniej odczuwalne niż przy kwietniowym lockdownie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.