O tym, kto trafi do komisji badającej rosyjskie wpływy w Polsce, zdecydowali w większości posłowie PiS i Konfederacji. To oni brali udział w głosowaniu podczas gdy przedstawiciele opozycji od początku uznali "Lex Tusk" za nielegalny i w przeważającej większości wstrzymali się od decydowania o tym kto zasiądzie w komisji.
Ostatecznie sejm powołał dziewięciu kandydatów związanych z obozem władzy, bo opozycja, bojkotując pomysł komisji, nie wystawiła nikogo od siebie.
Tym samym w skład komisji weszli: historyk i dyrektor Wojskowego Biura Historycznego: Sławomir Cenckiewicz, profesor socjologii, publicysta i doradca prezydenta RP, Andrzej Zybertowicz, wykładowca Akademii Dyplomatycznej MSZ Przemysław Żurawski vel Grajewski, doktor nauk humanistycznych, Łukasz Cięgotura, historyk i analityk Michał Wojnowski, oraz Józef Brynkus, Marek Szymaniak, Arkadiusz Puławski i Andrzej Kowalski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wnioskodawcą przedstawionych kandydatur był poseł PiS Piotr Kaleta. Czy właściwie zajmie się komisja? Głównym przedmiotem jej badań ma być uznanie, że "dana osoba nie daje rękojmi należytego wykonywania czynności w interesie publicznym". Odwoływać się od decyzji komisji będzie można w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie.
Praca w komisji może się opłacać. Sam dodatek funkcyjny to równowartość minimalnej krajowej pensji.
Wybrani członkowie komisji za wykonywanie powierzonych im obowiązków będą też sowicie wynagradzani. Jak plasują się stawki za pracę w komisji, sprawdził portal Business Insider.
I tak: szef komisji może zarabiać miesięcznie nawet 23,4 tys. zł brutto, a do tego może też dostać jeszcze dodatek funkcyjny 3,4 tys. zł. Z kolei członkowie komisji mają zarabiać niecałe 12,6 tys. zł brutto.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.