Tweeta, którego Jacek Sasin napisał 25 maja ochoczo przypominają dziś użytkownicy serwisu. "Mam dobre informacje" - napisał wtedy Sasin, jadąc do Turowa.
Mamy zapewnienie, że po podpisaniu tej umowy skarga do TSUE ze strony Czech zostanie wycofana, co skończy temat. On jeszcze nie jest dziś sfinalizowany, ale jesteśmy na dobrej drodze, by ten spór zakończyć. On dla nas jest poniekąd niezrozumiały. W naszym przekonaniu strona polska dopełniła wszelkiej staranności, by uniknąć tej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy.
Nie był zresztą jedynym członkiem rządu, który zapewniał, że spór między Polską a Czechami jest już prawie rozwiązany. Podobne deklaracje składał premier Mateusz Morawiecki.
Mając na uwadze zacieśnienie transgranicznej współpracy z Republiką Czeską wydaje się, że jesteśmy już bardzo bliscy porozumienia. W wyniku tego porozumienia Republika Czeska zgodziła się wycofać wniosek do TSUE.
Obietnice Morawieckiego szybko zdementował premier Czech Andrej Babisz, który na spotkaniu z dziennikarzami ogłosił, że Czechy wcale nie są gotowe na wycofanie skargi, a porozumienia wciąż nie osiągnięto.
Później Jacek Sasin nieco spuścił z tonu. W czerwcu twierdził, że rozmowy zakończą się porozumieniem. W lipcu w jednym z programów telewizyjnych powiedział, że negocjacje się przedłużają ze względów politycznych. Bo w Czechach zbliżają się wybory.
Pamiętajmy, że w Czechach trwa kampania wyborcza, w której tematy ekologiczne odgrywają bardzo poważną rolę i stąd domniemuję, że w tej gorącej sytuacji politycznej będzie trudno dojść do porozumienia.
Kara liczona w Sasinach
Nadmierny optymizm Jacka Sasina może i przerzedłby bez echa. Szef resortu aktywów Państwowych ma jednak sporego pecha, bo to już kolejna spora wpadka finansowa z jego udziałem.
Poprzednio stał się internetowym memem przy okazji zeszłorocznych wyborów prezydenckich. Z powodu pandemii koronawirua głosowanie miało się odbywać korespondencyjnie, przy pomocy Poczty Polskiej.
Tzw. wybory kopertowe się nie odbyły, choć ich organizacja i tak pochłonęła przynajmniej 70 mln złotych. Wtedy to nazwiskiem szefa resortu aktywów zaczęto żartobliwie nazywać jednostkę miary. 1 sasin = 70 milionów.
W poniedziałek Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ogłosił, że kara nałożona na Polskę będzie wynosić 500 tys. euro. Przeliczanie jej na sasiny było tylko kwestią czasu.
Jak wyglądają liczby? 500 tys. euro dziennie daje ok. 2 mln 300 tys. złotych dziennie, czyli niemal jednego sasina miesięcznie. gdyby Polska nie zastosowała się do wyroku TSUE przez najbliższy rok, musiałaby zapłacić Komisji Europejskiej aż 12 sasinów.
Sasin to właśnie symbol nowej Polski, zbudowanej przez PiS.
Z kolei inni internauci wyrażali zaniepokojenie o kolejne projekty, których twarzą oraz głównodowodzącym ma być wicepremier Sasin.
Spór z Czechami
Decyzję o ukaraniu Polski TSUE podjął w poniedziałek. Kara będzie naliczana od dnia doręczenia Polsce postanowienia. Licznik będzie bił do chwili, w której zastosowane zostaną postanowienia trybunału.
Każdy tydzień pozostawania polskiej strony przy swoich racjach będzie kosztować podatników 3,5 mln euro. Każdy kolejny miesiąc to około 15 mln euro strat.
Sprawa dotyczy sporu Polski z Czechami o wydobycie w znajdującej się tuż przy granicy Polski z Czechami i Niemcami kopalni Turów. Konflikt toczy się od wielu miesięcy. Czesi zaskarżyli Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE - ich zdaniem polska koncesja dla kopalni narusza unijne przepisy.
TSUE nakazał Polsce wstrzymanie prac w kopalni do momentu wydania decyzji. Tak się jednak nie stało, kopalnia nadal pracuje.