Sprawę opisał lokalny portal dts24.pl. Powołuje się on na panią Izabelę, której dziadek zmarł w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Klęczanach. Następnie przetransportowano go do zakładu pogrzebowego w Limanowej.
Starszy mężczyzna zmarł o 18.50, zaś jego rodzina została poinformowana o tym fakcie dopiero dwie godziny później - o 20.54. To jednak nie koniec kontrowersji.
Kolejnego dnia dziadek został przewieziony do Chełmca, bo tutaj cały czas mieszkał, tu go pochowaliśmy. Tyle tylko, że abyśmy mogli dziadka sprowadzić do Chełmca, wcześniej jego ciało trzeba było "wykupić" od zakładu pogrzebowego w Limanowej, gdzie ZOL Klęczany je przekazał - wyjaśniła pani Izabela w rozmowie z lokalnym portalem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Musieli "wykupić" ciało od zakładu pogrzebowego. Mieszkańcy w szoku
Okazało się, że przekazywanie ciał zmarłych z ZOL w Klęczanach do zakładu pogrzebowego w Limanowej to "stała praktyka". Wnuczka zmarłego mężczyzny podkreśliła, że "nie godzi się na to", podobnie jak inne rodziny, które musiały "wykupić" ciała swoich bliskich.
Placówka tłumaczy swoje postępowanie przepisami. Te mówią o tym, że rodzinę o śmierci podopiecznego ZOL można poinformować dopiero po upływie dwóch godzin. W przeszłości zdarzało się bowiem, że osoba dawała oznaki życia i dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji.
ZOL w Klęczanach nie posiada chłodni, a przepisy stanowią, że musi tam trafić ciało po śmierci, stąd też współpraca z zakładem pogrzebowym w Limanowej. Jego właściciel potwierdził, że w takich sytuacjach pobiera 500 zł opłaty za odbiór ciała. Na tę kwotę składa się m.in. transport do chłodni i zakup worka.
Będę rezygnował z takich usług. Pani dyrektor zapytała kiedyś czy bylibyśmy zainteresowani taką współpracą. Podjęliśmy ją, ale więcej jest przy tym zamieszania. Poza tym jest to działalność nieopłacalna, więc nie ma racji ten kto mówi, że na tym można się dorobić - powiedział portalowi dts24.pl.
Zdaniem właściciela zakładu, obecne zamieszanie to konsekwencja braku świadomości ze strony rodzin. Wystarczyłoby stworzyć regulamin, w którym byłoby jasno wskazane, co dzieje się z ciałem zmarłego podopiecznego ZOL po śmierci.
- Bo rodziny są po prostu nieświadome. Przekazane nam ciało, aby mogło trafić do rodziny, musi zostać opłacone, bo to my musieliśmy pojechać po nie i odpowiednio zabezpieczyć - dodał.
Problem polega na tym, że skoro rodziny dowiadują się o śmierci bliskiego po dwóch godzinach, to nie mogą same odebrać ciała, gdyż to znajduje się już w chłodni.
Jeśli takie są przepisy, że rodzina może się dowiedzieć o śmierci dopiero dwie godziny po stwierdzeniu zgonu, to dlaczego chociaż ZOL Klęczany nie przekazuje ciała gdzieś bliżej, tylko akurat w jedno miejsce, do Limanowej? Przecież w pobliżu jest wiele zakładów pogrzebowych, które posiadają chłodnię. Nasuwa się też pytanie, co jeśli zakład z Limanowej zażyczyłby sobie znacznie większej kwoty? - zapytała pani Izabela.
Na razie pytania mieszkanki Sądecczyzny pozostają jednak bez odpowiedzi.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.