Koalicja Obywatelska szła do wyborów z setką postulatów na sto dni rządzenia. Jednym z nich była obietnica związana z popularnym "L4".
Pomożemy mikro przedsiębiorcom obniżyć koszty działalności: zasiłek chorobowy od pierwszego dnia nieobecności pracownika będzie płacił ZUS - czytamy w dokumencie na stronie 100konkretow.pl.
Czytaj też: Renta alkoholowa. Komu jest wypłacana?
Teraz rząd chce spełnić obietnicę wyborczą. I przerzucić te koszty na Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Ale to nie koniec zmian.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według obowiązujących przepisów kodeksu pracy to pracodawca wypłaca choremu pracownikowi pensję. Dokładnie przez 33 dni niezdolności do pracy w ciągu roku kalendarzowego w przypadku pracowników poniżej 50. roku życia. I Przez 14 dni niezdolności do pracy w ciągu roku kalendarzowego w przypadku pracowników powyżej 50. roku życia.
Czytaj także: CPK a wojsko. Potrzebujemy megalotniska czy nie?
W tej chwili pracownik w trakcie choroby otrzymuje 80% wynagrodzenia. Rząd zapowiada, że ZUS będzie wypłacał 100%. I to od pierwszego dnia zwolnienia. Dziennikarze polsatnews.pl wskazują, że takie rozwiązanie mocno nadwyręży budżet państwa:
W 2022 roku L4 kosztowało nas wszystkich ponad 27 miliardów złotych. Jeśli do tej puli dodamy 20%, to szybko okaże się, że budżet straci na tym nawet 33 miliardy PLN. To ogromna kwota. - czytamy na stronie polsatnews.pl.
Procedowane zmiany są szeroko komentowane. Z jednej strony to pozytywna wiadomość dla pracodawców. Ale też dla każdego z punktu widzenia epidemiologicznego. Rozporządzenie powinno raz na zawsze wyeliminować osoby, które mimo choroby i tak pojawiały się w pracy. Nie chciały albo nie mogły pozwolić sobie na mniejszą wypłatę. I narażały cały zakład pracy na zarażenie, na przykład grypą.
Ale takie rozwiązanie budzi wątpliwości natury moralnej. Jesteśmy w Polsce więc to, że kombinatorzy się znajdą, jest oczywistą oczywistością. Pytanie ilu śmiałków stwierdzi, że chorobowe to nowy sposób na zwiększenie puli dni urlopowych?