W poniedziałek opisaliśmy historię pana Rafała, który pokazał nam rachunek ze smażalni w Juracie, gdzie za rybę dla dwóch osób, wraz z dodatkami oraz napojami trzeba było zapłacić niemal 200 złotych.
100 złotych może nie starczyć na dwa kawałki ryby i dodatki? Pod tekstem pojawiło się wiele komentarzy potwierdzających, że faktycznie nad morzem oraz w Tatrach już od dawna panuje "hiperinflacja".
Czytaj także:
Ceny nad Bałtykiem oszalały? Są "normalne" miejsca
Dostaliśmy jednak e-mail od czytelnika, który wziął w obronę niektórych restauratorów. Pan Krzysztof z Czechowic-Dziedzic opowiada to tym, że wraz z dziewczyną zjeździł pod koniec maja rowerami cały Półwysep Helski i wcale nie narzekał na wyjątkowo wysokie ceny.
Jedliśmy rybę w Jastarni, na Helu oraz we Władysławowie. Za każdym razem wybieraliśmy knajpki w centrum, blisko portu - te gdzie widać było że przebywa dużo klientów. Za każdym razem jedliśmy pyszną, świeżą rybę, raz dodatkowo wraz ze śledziami po kaszubsku, obowiązkowo zimne piwko, czasem nawet po 2. Zawsze płaciliśmy ok 100zł i zawsze były to bardzo duże porcje, bardzo świeżej pysznej ryby - opisuje pan Krzysztof.
Jak pisze "nie wszyscy restauratorzy są źli", a w jego rodzinnym mieście za obiad w centrum miasta wcale nie płaci się dużo mniej. Czytelnik zaprosił też wszystkich "na Hel na rybkę - zwłaszcza gdy restauratorom potrzebne jest wsparcie".
Jak uważacie, czy nadbałtyckie kurorty faktycznie są tak drogie, czy może niektórzy internauci przesadzają? Jak znaleźć miejsce, gdzie można względnie tanio i smacznie zjeść obiad? Jeśli zjedliście wyjątkowo drogą rybę nad morzem lub nieprzyzwoicie drogi obiad w górach, dajcie znać za pośrednictwem dziejesie.wp.pl.
Zobacz także: Bon turystyczny w nowej odsłonie. "Będzie miał element wsparcia prorodzinnego"