"The Wall Street Journal" przedstawił raport, który został poświęcony wzrostowi liczby stanowisk wyposażonych w samoobsługowe kasy. Na tapet wzięto te urządzenia, które na koniec transakcji zachęcają klientów do doliczania napiwków.
Taka praktyka zaczyna męczyć klientów. Proszeni są oni bowiem o przekazywanie napiwków pracownikom, z którymi... nie mieli w ogóle do czynienia!
Konsumenci grzmią. Większość z pytanych o tę opcję, uznała, że wskazówki dotyczące napiwków przy kasie są po prostu mylące. Niektórzy klienci zastanawiali się również, dokąd idą te napiwki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niektórzy byli natomiast skłonni do tego, by uregulować dodatkową opłatę. - Byłem zdezorientowany, bo nie było do końca jasne, komu mam dać napiwek - powiedział w rozmowie z "The Wall Street Journal" mężczyzna z San Diego, który postanowił skorzystać z samoobsługowej lodówki na stadionie Petco Park.
Finalnie zgodził się na to, by zapłacić 20 proc. więcej.
Rzecznik prasowy stadionu udzielił odpowiedzi na pytanie dziennika. Ujawnił między innymi to, że wszystkie napiwki trafiają do pracowników.
Grzmią ws. napiwków. "Szantaż"
Przytoczona została również historia pewnego podróżnego. Został on poproszony o 10-20 proc. napiwku przy zakupie butelki wody za 6 dolarów.
Transakcję realizował w sklepie z pamiątkami OTG na międzynarodowym lotnisku Newark Liberty.
Mężczyzna był poruszony tą sprawą. Stwierdził, że to "lekki szantaż emocjonalny". Ostatecznie dodatkowej kwoty nie zostawił.
Z napiwków rezygnowały też inne osoby. Generalnie nie brakuje takich, którym nowa praktyka zdecydowanie się nie podoba.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.