Sąd w uzasadnieniu wyroku mówił o pokrzywdzonym panu Lesławie tak: "nie rozumie pewnych rzeczy, nie potrafi pewnych spraw załatwiać i organizować. Nie rozumie też znaczenia wszystkich decyzji, które podejmuje w życiu, w którym kieruje się impulsami; zdaje się bezkrytycznie na inne osoby i tak było w przypadku oskarżonych małżonków".
Kto u kogo? Zamiana ról
Valentine poznała pana Lesława i jego rodziców w 2010 r. Wynajęła od nich pokój. Po pewnym czasie wyszła za mąż za Patricia P., który zamieszkał razem z nimi.
Kiedy główni najemcy mieszkania zmarli, właścicielem został ich syn Lesław. Zdaniem prokuratury małżonkowie wykorzystali stan emocjonalny pokrzywdzonego i brak samodzielności. Namówili go do sprzedania mieszkania w Warszawie i wspólnego zamieszkania w Kaliszu. Pokrzywdzony przystał na ich propozycję, a pieniądze wpłynęły na wspólne konto. Na to samo konto wpływała także co miesiąc renta pokrzywdzonego w wysokości 800 zł.
Sielanka się skończyła
Razem mieszkali ponad 5 lat. W tym czasie – jak ustalił sąd - pokrzywdzony nie posiadał własnych pieniędzy. Z analizy wyciągów bankowych wynika, że część kwoty ze sprzedaży warszawskiego mieszkania oskarżeni rozdysponowali m.in. na spłatę swoich zobowiązań, zakup samochodu czy wycieczkę dla całej rodziny do Wenecji. Kupili też dom w Gołuchowie k. Kalisza.
Czytaj także: Dla kogo nowy dodatek w wysokości 400-1000 zł? Skorzystać ma 5 mln gospodarstw domowych
Kiedy pieniądze zostały wydane w całości, pokrzywdzony zaczął pożyczać od znajomych. Twierdził, że nie starczało mu na chleb, a oskarżeni wydzielali mu na życie drobne kwoty. Pan Lesław żalił się, że jest od nich uzależniony.
Zaczęli go traktować jako gorszego domownika, okazując mu lekceważenie, a także ograniczając a nawet uniemożliwiając mu dostęp do jego pieniędzy – powiedział sędzia.
Między oskarżonymi a pokrzywdzonym coraz częściej zaczęło dochodzić do kłótni. Aż, jak powiedział sędzia, "w 2015 r. mężczyzna został wyrzucony z domu oskarżonych.
Sam potrzebuje pomocy
Przez pewien czas pan Lesław był osobą bezdomną, korzystał z noclegów w Domu Brata Alberta.
Nie wiem, gdzie teraz mieszka. W jego sprawach kontaktowała się ze mną jakaś kobieta, a potem zaopiekował się nim ktoś z chóru kościelnego – powiedział PAP adwokat pokrzywdzonego Piotr Majewski.
A jaką karę sąd orzekł wobec oskarżonych?
Tu niespodzianka, bowiem przed zakończeniem procesu oskarżeni oddali pokrzywdzonemu całą należność.
Prosimy o uniewinnienie, nigdy nie mieliśmy zamiaru go oszukać czy skrzywdzić – prosili sąd małżonkowie.
Prokurator nie miał co prawda wątpliwości o winie oskarżonych, ale podkreślił, że przy wymierzaniu kary należy wziąć pod uwagę naprawienie przez oskarżonych szkody w całości, co jest rzadkością.
Ta okoliczność jest ważka, nie może przejść niezauważona i nie mieć wpływu na wymiar kary – powiedział prokurator, żądając dla oskarżonych 2 lat więzienia w zawieszeniu na okres 4 lat.
Obrońca pokrzywdzonego powiedział, że, że zwrot gotówki był dla jego klienta sprawą najważniejszą. Zapewnił, że kwestia kary miała mniejsze znaczenie, bo "pokrzywdzony nie pała rządzą zemsty czy rewanżu".
Małżonkowie Valentine i Patriciu P. zostali skazani na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Wyrok jest nieprawomocny.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.