O sprawie pisze dziennik Fakt. To właśnie do tego tabloidu odezwała się pani Lucyna. Kobieta wraz z bliskimi pojechała w listopadzie nad morze Bałtyckie, konkretnie do Gdyni. Ceny, jakie tam zastała nieco ją zdziwiły. Nie były bowiem małe, mimo, że już dawno jest po sezonie.
Czytaj więcej: Tragedia na Orlenie. Nie żyje 48-letni pracownik koncernu
Odwiedziła Gdynię z rodziną. W smażalni złapała za telefon
Rodzina postawiła na smażalnię ryb w namiocie (zlokalizowaną na skwerze Kościuszki w Gdyni). Tutaj zdecydowała się zjeść coś dobrego.
Nie chcieliśmy, żeby ktoś nas wykiwał, więc omijaliśmy szerokim łukiem eleganckie restauracje. Chcieliśmy zjeść jak najtaniej - mówiła pani Lucyna dla Faktu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kobieta wzięła dla córeczki klasycznego fileta rybnego w panierce. Do tego były frytki i surówka. Kiedy otrzymała talerz z daniem za kwotę 29 zł, aż zrobiła zdjęcie. Porcja wydawała się bowiem całkiem duża.
Czytaj więcej: Może być problem z pochówkiem Macieja Damięckiego. Oto powód
Nie jest to niska cena, ale uczciwie trzeba przyznać, że jak na dziecko porcja była spora. Podejrzewam, że nawet ja bym się najadła - podała pani Lucyna.
Co ciekawe, każda jedna gorąca herbata z cytryną kosztowała w smażalni siedem złotych. Jak wyglądały ceny w tym miejscu za inne dania rybne? Pani Lucyna niczego nie ukrywała. O wszystkim opowiedziała dziennikarzom Faktu.
Okazuje się, że najtańszą smażoną rybą w gdyńskim lokalu jest flądra (tusza) – 12 zł. Weź jednak pod uwagę, że chodzi zaledwie o 100 g ryby. Kilogram flądry kosztuje 120 zł. Taka ilość dorsza (filet) to wydatek rzędu 140 zł - czytamy na Fakt.pl.
Na dodatki też trzeba swoje wydać. Za frytki klient tego lokalu zapłaci 12 zł, za ziemniaki z wody - 10 zł, a za porcję surówki - 12 zł.