Jak działa ten model oszustwa? Przestępcy wykorzystują prawo bankowe i nie zawsze stabilną pracę wpłatomatów instalowanych przy placówkach lub innych, publicznych miejscach (np. galeriach handlowych).
Wyłudzacze informują bank, że stracili określoną kwotę, gdy chcieli ją wpłacić na swoje konto i... oczekują zwrotu środków, których nigdy nie mieli. W ten sposób żerują na przepisach, które zobowiązują banki, aby te automatycznie uznały reklamację na niewielką kwotę.
Pieniądze powinny zostać zwrócone w ciągu jednego dnia od wniesienia pisma z prośbą o zwrot.
Oszustwa najczęściej oscylują w granicach kilkuset złotych, maksymalnie 1 tysiąca złotych (w zależności od polityki danego banku). Tylko w takim przypadku bank nie rozpocznie procedury weryfikacyjnej.
Nie oznacza to jednak, że przestępcy są bezkarni. System ochrony banków jest bardziej wyczulony na takie próby, a potencjalny zysk z wyłudzenia jest mizerny, w stosunku do tego, jakie problemy mogą ciągnąć się za oszustem. I to przez długie lata!
Banki informują o próbach wyłudzenia
Coraz częściej instytucje bankowe informują organy ścigania o próbach oszustwa "na wpłatomat".
Business Insider wskazuje, że wyłudzacze muszą liczyć się z odpowiedzialnością karną za zdarzenie. To jednak nie wszystkie konsekwencje!
Czytaj także: Zdjęcie z Katowic. Ludzie patrzą na auto i nie wierzą
Osoba, która została złapana na takim procederze, może mieć trudności w uzyskaniu dostępu do produktów bankowych. Żaden bank nie będzie chciał założyć jej konta, wydać karty płatniczej, kredytowej lub udzielić pożyczki i kredytu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.