Stołeczny bazar "Olimpia" to miejsce, którego warszawiakom przedstawiać nie trzeba. Targowisko na Woli ma specyficzny klimat lat 90. Wielokrotnie było o nim głośno w całym kraju po doniesieniach, że sprzedawana jest tam przeterminowana żywność.
Surowe mielone mięso leży w plastikowych opakowaniach, w przybrudzonych kartonach, w temperaturze sięgającej kilkunastu stopni na plusie. Obok parówki i kabanosy w kilogramowych opakowaniach, oślizgłe pod lepiąca się do nich folią. Termin przydatności do spożycia minął dwa tygodnie wcześniej. Na straganach piętrzą się też plastikowe opakowania tatara z cebulką. Za 150g trzeba zapłacić dwa złote. Jak wynika z informacji na opakowaniu, mięso straciło ważność tydzień temu - donosiła w 2019 roku Wirtualna Polska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na miejsce udaliśmy się w niedzielne przedpołudnie. Jak co tydzień gromadziły się tam tłumy sprzedawców i kupujących ze stolicy i okolic. Można tutaj znaleźć dosłownie wszystko. Klientów zachęcają przede wszystkim niskie ceny.
Jak można zobaczyć na zdjęciach, pod koniec dnia targowego "Olimpia" to jedno wielkie śmietnisko.
Po głośnej sprawie zatrucia galaretą, na bazary w całej Polsce padł blady strach. A jak to wygląda na kontrowersyjnym warszawskim targowisku?
Nie wiadomo, czy to efekt sytuacji w Nowej Dębie, ale w niedzielę na "Olimpii" znaleźć można było przede wszystkim wędliny "luzem" oraz wędzone ryby. Szynek w opakowaniach z datą przydatności - brak. Nie wiemy więc, czy nadal sprzedawana jest żywność po terminie.
Zaczepiamy klientów, którzy kupują na bazarze spożywkę i pytamy o wyroby mięsne.
Takich rzeczy to ja raczej nie kupuję. Bo to strach. Wolę iść do sprawdzonego miejsca - wyznała nam pani Bożena.
Podobnego zdania jest pani Monika, która na niedzielne zakupy wybrała się z córeczką. W siatkach ma warzywa i owoce.
Kupuję je tutaj, bo jakoś tak lepiej się czuję, że są prosto od rolników, a nie z wielkiego sklepu. Ale nie kupiłabym tutaj ani mięsa ani nabiału, po prostu nie. Nie wiem, gdzie to było, gdzie leżało i jak było przygotowywane. Jakby coś się stało, to do kogo się zwrócić? Sprzedawcy dziś są, a jutro może ich nie być - przyznaje i dodaje, że sprawa w Nowej Dębie niczego nie zmieniła, bo nigdy nie kupowała w takich miejscach mięsa czy nabiału.
Paradoksalnie młodzi ludzie nie są bardziej roztropni. Jak się okazuje, niektórzy z nich na produktach kupowanych na targowisku po prostu się wychowali.
U nas dziadki zawsze na bazarze mięso kupowały. I nigdy nikomu nic się nie stało. Także jakbym miał kupować w takim miejscu, to bez problemu - stwierdził Maciek, który na "Olimpię" przyszedł ze swoją dziewczyną.
Rozmawiają bez oporów, ale twarzy pokazać nie chcą. Tym bardziej nie chcą robić tego sprzedawcy, których pytamy o to, czy na bazarze zdarzają się kontrole. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach w Nowej Dębie.
Każdy orze, jak może! - mówi jedna ze sprzedawczyń i rozkłada ręce.
Ja tu handluję od dobrych 10 lat i ten biznes przestaje na siebie zarabiać. Ludzie boją się kupować tu świeże mięso, to i my go nie sprzedajemy, bo i po co. Tylko straty by były - dodaje następna.
I rzeczywiście, stoisk ze świeżym mięsem jest jak na lekarstwo. Inaczej jest w przypadku wędlin, ale także te, jeśli nie są odpowiednio przechowywane, mogą być niebezpieczne dla zdrowia.
Na stoisku z pakowanymi wędlinami zauważyłam towar przeterminowany. Grzecznie zwróciłam panu uwagę, że sprzedaje żywność po terminie ważności. Dostałam dość dziwną odpowiedź: "Jeszcze się nikt tu nie otruł" - pisze jedna z internautek w opiniach bazaru na Google Maps.
Gorączka, nudności, wymioty, biegunka i bóle brzucha - to najczęściej występujące objawy zatrucia pokarmowego. Jeśli je odczuwamy, powinniśmy się natychmiast udać się do lekarza.
Zatruta galareta na bazarze w Nowej Dębie
Z trzech osób, które trafiły do szpitala z objawami zatrucia, dwie kobiety w wieku 67 i 72 lata były w stanie ciężkim, a 54-letni obywatel Ukrainy zmarł.
Policja w związku ze sprawą zatrzymała małżeństwo, 55-letnią kobietę i 56-letniego mężczyznę. Zajmowali się hodowlą trzody chlewnej na niewielką skalę. Natomiast sprzedaż wyrobów mięsnych na targu miała podreperować domowy budżet.
W domu małżeństwa znaleziono ok. 20 kg wyrobów mięsnych, które trafiły do laboratorium na badania. Oboje usłyszeli zarzut narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jak się okazało - mięso, z którego wytwarzali wyroby i sprzedawali, nie było ewidencjonowane, a małżeństwo nie posiadało wymagań do prowadzenia produkcji wyrobów mięsnych.
Warunki sanitarne, w których były wykonywane te wyroby, pozostawiały wiele do życzenia - mówił w rozmowie z tvn24.pl rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu, prok. Andrzej Dubiel.
Wniosek? Nie ważne czy kupujemy mięso na ulubionym bazarze, czy na przypadkowym targowisku - lepiej uważać i nie kupować produktów z niesprawdzonych źródeł.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.