Adam Brzozowski, znany jako "Odyn" prowadzący kanał na YouTube, od 11 lat zajmuje się poszukiwaniem skarbów. W ostatnim czasie skupił się na znaleziskach na Wyspach. - Od sześciu lat prowadzę poszukiwania w Anglii, głównie na największym stanowisku archeologicznym w Londynie, czyli na Tamizie - opowiada Polak.
Jeżdżę do Anglii, żeby realizować swoją pasję legalnie, gdyż w Polsce prowadząc poszukiwania zabytków na zgodach konserwatorskich, nie ma możliwości posiadania zabytków, które się znajduje - tłumaczy nasz rozmówca.
Na początku kwietnia br. o Polaku zrobiło się głośno za sprawą wyjątkowego znaleziska, odkrytego nad Tamizą. Był to miecz z brązu z 800 r. p.n.e., który można już podziwiać na wystawie Secret of the Thames w Canary Wharf w London Museum of Dockland. Adam Brzozowski nie sprzedał go placówce, wystarczy mu, że jego nazwisko znajduje się w opisie znaleziska w muzeum.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ja żadnego znaleziska nigdy nie sprzedałem. Albo oddałem archeologom i konserwatorom, albo mam na własność z Anglii. Ja to wszystko kolekcjonuję - podkreśla poszukiwacz skarbów.
- Moim konikiem w tym hobby są emocje, które pojawiają się w momencie znalezienia przedmiotów, o których wcześniej się czytało. Uwielbiam patrzeć później na moją gablotkę z tymi przedmiotami, bo pamiętam silne emocje, które się pojawiły w momencie ich znalezienia - tłumaczy "Odyn" w rozmowie z o2.pl.
Adam Brzozowski nie ukrywa, że w Anglii poszukiwanie skarbów jest łatwiejsze i systemowo lepiej rozwiązane niż w Polsce.
Państwo brytyjskie zdecydowanie bardziej ufa obywatelom. Ba, nawet ludziom przyjezdnym z obcych krajów, takim jak ja. Aby obcokrajowiec mógł poszukiwać w Anglii, wystarczy mu zgoda od właściciela terenu bądź od króla - podkreśla "Odyn".
Czym zajmował się wcześniej Brzozowski?
Pracowałem w hucie ołowiu i w wolnych chwilach nagrywałem filmiki z poszukiwań pierścionków na Śląsku. Aktualnie kanał na YT poszedł tak mocno, że mieszkam w kamperze i jeżdżę po świecie, szukam skarbów i zarabiam pieniądze, tworząc filmy z moich poszukiwań. Ponadto z bratem prowadzimy sklep z detektorami i serwis kamperów. I do tego masa innych dodatkowych zajęć, w tym płatne współprace z archeologami. Zatrudniają mnie do namierzania obiektów w wykopach i w hałdach - wyznał "Odyn".
Jak się okazuje, by prowadzić poszukiwania na Tamizie, wystarczy wykupić pozwolenie, które kosztuje 96 funtów, czyli około 500 złotych. To upoważnia do poszukiwań na trzy lata. - Abym mógł wywieźć przedmioty znalezione w Anglii, muszę je zarejestrować u lokalnego archeologa bądź w muzeum, aby informacja o znalezionych zabytkach i miejscu ich znalezienia nie umknęła naukowcom. Po rejestracji wystarczy wystąpić o licencję eksportową. Po tych czynnościach przedmioty są moje i mogę je nawet sprzedać, czego nie robię - wyjaśnia.
Mimo że nasz rozmówca nie handluje znaleziskami, to przyznaje, że można na tym sporo zarobić. - W Anglii są ludzie, którzy z tego żyją, bo naprawdę można trafić na skarby warte kilka milionów funtów - podkreśla Polak.
Jak mówi nasz rozmówca, w Polsce poszukiwacze skarbów nie są tak doceniani, jak na Wyspach Brytyjskich.
"Odyn": W Polsce traktują poszukiwaczy jak "hieny cmentarne"
- W Polsce znalazłem tysiące zabytków podczas realizowania zwykłych poszukiwań na moich zgodach na poszukiwania od konserwatorów, jak i uczestnicząc w badaniach archeologicznych. O większości rzeczy, które znalazłem podczas tych poszukiwań, nie mam informacji zwrotnej. Nie wiem, czy te przedmioty zostały gdzieś wystawione np. w muzeum, czy ktoś je sprzedał, zepsuł, schował, czy zasiliły czyjąś kolekcję - tłumaczy.
Jesteśmy [poszukiwacze skarbów - red.] w Polsce traktowani strasznie po macoszemu. Duża część archeologów traktuje poszukiwaczy jak "hieny cmentarne" - ubolewa Polak.
Na przeszkodzie poszukiwaczom skarbów często stają konserwatorzy zabytków i pozwolenia.
- Żeby uzyskać zgody od konserwatorów, czekamy nawet po 5-6 lat. (...) Jest jakaś niechęć do poszukiwaczy ze strony archeologów, oczywiście nie wszystkich. Z wieloma archeologami-pasjonatami współpracujemy i oni dostrzegają nasz wkład - mówi nasz rozmówca.
W Polsce, jeżeli ktoś znajdzie jakiś przedmiot i próbuje go wycenić (np. znalezioną monetę), to przyczepia się takiej osobie łatkę "hieny" - ujawnia.
- W Anglii natomiast systemowo jest to rozwiązane tak, że w momencie rejestracji tych znalezisk archeolog dopytuje i sam próbuje wycenić te znaleziska. Jest to po prostu normalne, że ludzie to wyceniają i potem tym handlują. Państwo ma prawo pierwokupu przedmiotów znalezionych przez poszukiwaczy w momencie, w którym zostaną one zakwalifikowane jako skarb. Jest jasna definicja tego skarbu z klauzulą czasu - dodaje.
Dlatego ważne jest, żeby to po znalezieniu zarejestrować, dokładnie namierzyć lokalizację znaleziska i dać to archeologowi do opisu i wykonania zdjęć które później są zamieszczane do bazy zabytków znalezionych w Anglii - tłumaczy "Odyn".
Edyta Tomaszewska, dziennikarka o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.