Grudniowa inflacja na poziomie 8,6 proc., astronomiczne rachunki za prąd i gaz, a na dokładkę Polski Ład. Tak rysuje się rzeczywistość przedsiębiorców od początku 2022 r. Prowadzący najmniejsze interesy załamują ręce. Wielu z nich już dziś ledwie wiąże koniec z końcem, więc nadchodzące podwyżki dobiją ich biznesy. Po kolei.
Inflacja odbija się też na firmach
Galopująca inflacja to problem wszystkich Polaków. Przeciętny Kowalski odczuwa go przede wszystkim w momencie, gdy za te same codzienne zakupy przychodzi mu zapłacić wyższy rachunek. Prowadzący firmę czuje ją w momencie, gdy opłaca dostawy produktów niezbędnych dla jego działalności.
- Zamierzamy podnieść ceny, bo wszystkie środki, na których pracujemy - kosmetyczne czy nawet dezynfekcja - każda dostawa to jest inna cena - mówi portalowi tvn24.pl pani Anna, fryzjerka z Radomia.
Drastycznie rosną też ceny produktów oferowanych przez mikroprzedsiębiorców. Pan Błażej, właściciel kwiaciarni w Radomiu, w rozmowie z portalem zwraca uwagę, że jedna z wiązanek przed dwoma laty kosztowała 60 zł. Dziś - 150 zł.
Drożyzna na gazie i energii
Właściciele mikrofirm dalece bardziej odczuwają również podwyżki cen energii. Nie chronią taryfy zatwierdzane przez Urząd Regulacji Energetyki, gdyż te przewidziane są wyłącznie dla odbiorców indywidualnych.
Zdarzają się przypadki nawet 900-procentowych podwyżek cen energii. Małe firmy, działają często jako firmy niskomarżowe. Oznacza to, że nakładają niewielką marżę na towary lub usługi, które oferują. Wszystko po to, by ich cena była jak najbardziej konkurencyjna. Takie przedsiębiorstwa jednak nie są w stanie udźwignąć ogromnych podwyżek rachunków.
Gaz mieliśmy dwa sezony temu, powiedzmy, około dwóch tysięcy płaciliśmy za sezon grzewczy. W tej chwili musimy zapłacić ponad sześć tysięcy - załamuje ręce sklepikarka z Radomia, cytowana przez tvn24.pl.
Państwo nie pomaga, lecz nakłada Polski Ład
Swoje dokłada Polski Ład. Chaos z reformą jest tak duży, że nawet przedstawiciele rządu przyznają, że reforma mogła być zbyt trudną. Tadeusz Kościński, minister finansów, w rozmowie z tygodnikiem "Sieci" przyznał, że nie udało im się stworzyć jednolitego kalkulatora uwzględniającego wszystkie zmiany, gdyż było ich zbyt dużo.
- Zderzyliśmy się z rzeczywistością. Taki algorytm jest wykonalny dla umowy o pracę i jednego pracodawcy, bez dodatkowych dochodów na zleceniu, renty, emerytury, bez wspólnego rozliczenia z małżonkiem. Do tego dochodzi umowa z 50-procentowymi kosztami uzyskania przychodu. I wariantów robi się bardzo dużo - stwierdził minister.
A koszty reformy pokrywają przedsiębiorcy. W rozmowie z tvn24.pl wskazują, że drastycznie wzrosły im stawki składek na ZUS. Ponadto, gdy pytają swoje księgowe, o co w tym wszystkim chodzi, te tylko rozkładają ręce, gdyż same nie są w stanie obecnie stwierdzić, jak dokładnie Polski Ład wpłynie na ich działalność.
W trakcie pandemii rząd nałożył też lockdowny. Tarcze antykryzysowe, mające w założeniu zrekompensować straty firmom, nie objęły jednak wszystkich przedsiębiorstw. Dlatego też dziś starają się one o odszkodowania.
- Ubiegamy się o odszkodowania za okres lockdownu, czyli przede wszystkim za brak pomocy. Jest nas ponad 300 podmiotów i ubiegamy się w tej chwili łącznie o 220 milionów - mówiła pani Dorota, właścicielka restauracji w Krakowie.
Liczba firm się kurczy
Mikroprzedsiębiorcy nie mogą liczyć nawet na polityków opozycji. Niedawno posłanka Lewicy Anna-Maria Żukowska nazwała przedsiębiorstwa z sektora MŚP "biedafirmami".
"Nic tu nie ma o ZUS-ie czy podatkach. Jest o tym, które przedsiębiorstwa generują wzrost gospodarczy i w których są wyższe płace. Gospodarce zwyczajnie opłaca się promocja zatrudnienia w dużych firmach, a nie głaskanie po głowie biedafirm" - napisała na Twitterze.
Efekt jest jeden: liczba firm w Polsce się kurczy. Tvn24.pl podaje, że od początku roku założyły lub wznowiły działalność ponad 16 tys. firm. Niemal tyle samo ją zakończyło, a kolejne 15 tys. ją zawiesiło - wynika z danych Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej.