Do końca października tacy sprzedawcy energii jak PGE, Enea, Tauron i Energa musieli złożyć w Urzędzie Regulacji Energetyki wnioski o zatwierdzenie taryf na sprzedaż energii elektrycznej do gospodarstw domowych.
Rzeczniczka URE Agnieszka Głośniewska przekazała serwisowi next.gazeta.pl, że wszyscy wywiązali się z tego obowiązku. Aktualnie trwa analiza wniosków.
Business Insider ustalił, że we wnioskach przewidziano ceny rzędu 900 zł/MWh. "Oznacza to wzrost stawek na poziomie 100-120 proc. Decyzję podejmuje Urząd Regulacji Energetyki i można zakładać, że tak jak w latach ubiegłych nakaże sprzedawcom energii skorygować wysokość taryf w dół" - spostrzega next.gazeta.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Media, reklama, zakupy - Twoja opinia jest dla nas ważna. Wypełnij ankietę i wypowiedz się już dziś.
Koncerny - jak podaje BI - liczą, że ceny i tak będą na poziomie powyżej 800 zł/MWh. Tłumaczą również, że ich propozycje są na niższym poziomie niż te z poprzedniego roku. Odbiorcy jednak ich nie doświadczyli, bowiem ceny zostały zamrożone przez rząd - do 2 tys. kWH rocznie dla wszystkich gospodarstw domowych, a powyżej limitu gwarantowana cena energii elektrycznej wynosi 693 zł za 1 MWh.
Ceny prądu. Odmrożenie byłoby bardzo dotkliwe?
Robert Gawin (Prezes URE) uważa, że pełne, jednorazowe odmrożenie cen prądu mogłoby źle wpłynąć na Polaków. - Nie powinno się to odbyć gwałtownie i w jednym kroku. Warto rozważyć stopniowe wychodzenie z zamrożonych taryf, aby uniknąć szoku cenowego, a jednocześnie stopniowo powracać do rynkowych mechanizmów ustalania cen - powiedział, cytowany przez next.gazeta.pl.
Rzeczniczka URE też potwierdziła, że "obserwacja rynku wskazuje, że bez mrożenia cen (które zgodnie z obowiązującymi dziś przepisami kończy się z końcem bieżącego roku) rachunki mogą być potencjalnie wyższe o kilkadziesiąt procent".