Nasz czytelnik przyjechał do Warszawy ze Śląska. Odwiedził stolicę po raz pierwszy od 30 lat. Szybko okazało się, że nie mógł liczyć na ciepłe powitanie.
Mężczyzna zdecydował się na podróż pociągiem, bo chciał odebrać auto z salonu, a potem zawieźć je synowi do Niemiec, zależało mu zatem na czasie. Znalazł wolną taksówkę, a przed wsiadaniem zapytał, czy kierowca może wystawić mu rachunek. Odpowiedź była twierdząca.
Po dotarciu na miejsce okazało się, że za przejechanie kilkunastokilometrowej trasy (jest kilka wariantów trasy, najkrótszy to niespełna 16 km, najdłuższy - niewiele ponad 20) pasażer ma zapłacić... 329 zł! Mężczyzna był zszokowany.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kierowca w trakcie jazdy zadawał różne pytania, mówił, że są korki, musi je objeżdżać i to mu zajmie 45 minut (normalnie wychodzi około 20 minut). Po przyjeździe na miejsce wystawił mi rachunek na kwotę... 329 zł. Mogłem wezwać policję, ale się spieszyłem, bo w sobotę o 5 rano wyjeżdżałem tym odebranym autem do Niemiec – wyjaśnia nasz czytelnik.
– Czy to normalne w Warszawie za przejechanie 15-18 km trzeba płacić ponad 300zł? – dopytuje mężczyzna.
Wziął taksówkę z dworca. Trafił na firmę-krzak
Postanowiliśmy zapytać u źródła, skąd wzięła się ta kosmiczna kwota. Sęk w tym, że gdy chcieliśmy dotrzeć do firmy taksówkarskiej, pojawiły się schody...
Na rachunku, który otrzymał pasażer, widać pieczątkę, która - na pierwszy rzut oka - nie wzbudza żadnych podejrzeń. Widzimy imię i nazwisko, adres oraz NIP firmy. Wygląda na to że mężczyzna trafił na naciągacza.
Jan R. - takie nazwisko widnieje na rachunku - nie prowadzi działalności gospodarczej. Pod podanym adresem nie jest zarejestrowana żadna firma.
Próby odnalezienia firmy przez wpisanie numeru NIP, również zakończyły się fiaskiem. System sugerował, że zrobiliśmy błąd podczas wpisywania numeru (nic takiego nie miało miejsca - sprawdziliśmy to kilkukrotnie).
Krótko mówiąc - pasażer trafił na zwykłego naciągacza z firmy-krzak, który kazał sobie zapłacić "kwotę z kapelusza".
Jak powinien się zachować pasażer w takiej sytuacji? Jak to możliwe, że taksówkarze żerujący na naiwności pasażerów, wciąż czują się bezkarni? Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z policją, czekamy na odpowiedź.
Aneta Polak, dziennikarka o2.pl