Aneta Polak
Aneta Polak| 

Przejechał 15 km, zapłacił ponad 300 zł. "Czy to normalne?"

132

Nieprzyjemna niespodzianka spotkała naszego czytelnika, który odwiedził ostatnio Warszawę – po raz pierwszy od 30 lat. Mężczyzna wysiadł na Dworcu Centralnym i wziął taksówkę. Miał do przejechania niespełna 16 km, a za przejazd zapłacił... 329 zł.

Przejechał 15 km, zapłacił ponad 300 zł. "Czy to normalne?"
Mężczyzna wsiadł do pierwszej wolnej taksówki, którą wypatrzył (Agencja Wyborcza.pl, Sławomir Kaminski)

Nasz czytelnik przyjechał do Warszawy ze Śląska. Odwiedził stolicę po raz pierwszy od 30 lat. Szybko okazało się, że nie mógł liczyć na ciepłe powitanie.

Mężczyzna zdecydował się na podróż pociągiem, bo chciał odebrać auto z salonu, a potem zawieźć je synowi do Niemiec, zależało mu zatem na czasie. Znalazł wolną taksówkę, a przed wsiadaniem zapytał, czy kierowca może wystawić mu rachunek. Odpowiedź była twierdząca.

Po dotarciu na miejsce okazało się, że za przejechanie kilkunastokilometrowej trasy (jest kilka wariantów trasy, najkrótszy to niespełna 16 km, najdłuższy - niewiele ponad 20) pasażer ma zapłacić... 329 zł! Mężczyzna był zszokowany.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Strzały w Warszawie. Zatrzymany poszukiwany
Kierowca w trakcie jazdy zadawał różne pytania, mówił, że są korki, musi je objeżdżać i to mu zajmie 45 minut (normalnie wychodzi około 20 minut). Po przyjeździe na miejsce wystawił mi rachunek na kwotę... 329 zł. Mogłem wezwać policję, ale się spieszyłem, bo w sobotę o 5 rano wyjeżdżałem tym odebranym autem do Niemiec – wyjaśnia nasz czytelnik.

– Czy to normalne w Warszawie za przejechanie 15-18 km trzeba płacić ponad 300zł? – dopytuje mężczyzna.

Wziął taksówkę z dworca. Trafił na firmę-krzak

Postanowiliśmy zapytać u źródła, skąd wzięła się ta kosmiczna kwota. Sęk w tym, że gdy chcieliśmy dotrzeć do firmy taksówkarskiej, pojawiły się schody...

Na rachunku, który otrzymał pasażer, widać pieczątkę, która - na pierwszy rzut oka - nie wzbudza żadnych podejrzeń. Widzimy imię i nazwisko, adres oraz NIP firmy. Wygląda na to że mężczyzna trafił na naciągacza.

Jan R. - takie nazwisko widnieje na rachunku - nie prowadzi działalności gospodarczej. Pod podanym adresem nie jest zarejestrowana żadna firma.

Próby odnalezienia firmy przez wpisanie numeru NIP, również zakończyły się fiaskiem. System sugerował, że zrobiliśmy błąd podczas wpisywania numeru (nic takiego nie miało miejsca - sprawdziliśmy to kilkukrotnie).

Krótko mówiąc - pasażer trafił na zwykłego naciągacza z firmy-krzak, który kazał sobie zapłacić "kwotę z kapelusza".

Jak powinien się zachować pasażer w takiej sytuacji? Jak to możliwe, że taksówkarze żerujący na naiwności pasażerów, wciąż czują się bezkarni? Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z policją, czekamy na odpowiedź.

Aneta Polak, dziennikarka o2.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić