To kolejny przypadek dobrze prosperującego i rozpoznawalnego na polskiej mapie gastronomicznej miejsca, które przegrywa z galopującą inflacją i rosnącymi kosztami gazu i prądu. Właściciele w rozmowie z lokalnymi mediami przyznają, że zdecydowali się zamknąć biznes jeszcze przed zimą. Dlaczego? Same tylko rachunki za gaz wzrosły z 7 do 21 tysięcy miesięcznie!
Hotel i restaurację Jedlina w podlubelskim Motyczu, pan Dariusz z rodzicami prowadził przez 25 lat. Teraz przyznaje, że o zamknięciu dobrze prosperujących i rozpoznawalnych pod rodzinnym szyldem biznesów zdecydowała ekonomia.
Nie chcieliśmy czekać na upadek firmy, która jest dla nas jak członek rodziny – tłumaczy Dariusz Jedlina w "Dzienniku Wschodnim".
I dodaje, że prowadząc działalność gospodarczą od ponad 30 lat potrafi przewidzieć, co będzie się dalej działo na rynku. Stąd też decyzja o zamknięciu, bo jego rodzina "zawsze czuła wielką odpowiedzialność za hotel, który nosił ich nazwisko".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Właściciel zamykającego się biznesu tłumaczy, że upadek branży gastronomicznej trwa już od dłuższego czasu. Pandemia oraz wojna wpłynęły znacząco na organizacje wesel, w miejscach takich jak lokale, które prowadził. - jeszcze niedawno opcja all inclusive kosztowała 200 zł. Dziś "talerzyk" to 300-400 zł. Nie ma też tylu imprez firmowych ani jubileuszy – wylicza w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim" – Stąd decyzja o zamknięciu. Nie ukrywam, że była dla nas bardzo trudna - podkreśla.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.