Sytuacja na rynku pracy jest określana przez ekonomistów jako stabilna. Stopa bezrobocia rejestrowanego wynosiła pod koniec roku 5 proc. Jest to najniższy wynik od ponad 30 lat.
Jednak z danych GUS na temat koniunktury konsumenckiej wynika, że 22,07 proc. Polaków obawia się, że poziom bezrobocia w Polsce nieznacznie wzrośnie. Jest to najwyższy wynik od maja 2023 roku i trzeci miesiąc z rzędu, gdy wskaźnik wzrasta. Z czego może to wynikać?
Znaczny wpływ mogą mieć alarmujące sygnały napływające z urzędów pracy oraz ogólna narracja w mediach, a także opinie części ekspertów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polacy obawiają się bezrobocia. Z czego to wynika?
Dane z 12 wojewódzkich urzędów pracy wskazują, że w I kwartalne tego roku ponad 90 przedsiębiorstw zgłosiło zamiar przeprowadzenia zwolnień. Problem dotyczy aż około 8 tysięcy pracowników.
Czytaj także: ZUS znów podnosi stawkę. Na rękę nawet 1417 zł
Dziennikarz ekonomiczny Mikołaj Fidziński zamieścił na portalu X wpis, w którym wyjaśnia, z czego mogą wynikać obawy Polaków przed bezrobociem. Wskazał na komunikaty, które pojawiają się w przestrzeni publicznej mogące nasilać ogólny niepokój w społeczeństwie.
Cały czas nie mówimy o dużych, masowych zwolnieniach w skali całej gospodarki. Oczywiście nie oznacza to absolutnie, że zjawisko należy bagatelizować: utrata pracy często jest ludzkim dramatem. Niemniej, jeśli chodzi o zwolnienia grupowe, to mówimy o 30,6 tys. pracowników zadeklarowanych w 2023 r. Ale gdyby porównać te 8 tys. pracowników zadeklarowanych do zwolnień grupowych w pierwszym kwartale br. oraz niecałe 31 tys. w 2023 r. z łączną liczbą osób pracujących w polskiej gospodarce (ponad 17 mln), to widać, że nie mówimy o jakiejś katastrofalnej skali. 30,6 tys. pracowników zgłoszonych do zwolnień grupowych w 2023 r. to też mniej niż w latach 2019-2021
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.