Podwyższona kwota wolna od podatku miała wejść w ciągu 100 dni od utworzenia rządu. Donald Tusk i jego współpracownicy zapowiadali podniesienie jej z 30 do 60 tysięcy złotych. Zmianę tę określono mianem "tuskowego".
Czytaj także: Macierewicz radzi mężczyznom. Pokazał filmik
Wiadomo, że reforma nie będzie wdrożona tak szybko. Resort finansów zastanawia się nad jednym z trzech kierunków zmian w podatkach. Nie wszystkie są tak korzystne, jak zapowiadali w czasie kampanii wyborczej politycy Koalicji Obywatelskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według "Dziennika Gazety Prawnej" pierwsza propozycja zakłada kwotę wolną w degresywnej formie. Wysokość zwolnienia od podatku zależałaby od dochodu.
Nie każdy zyska na wprowadzonych zmianach?
Wyższa kwota wolna od podatku obowiązywałaby osoby zarabiające maksymalnie 120 tysięcy złotych. Powyżej tej kwoty miałaby działać zasada "złotówka za złotówkę". Nic nie zyskaliby podatnicy, którzy zarabiają powyżej 150 tys. złotych - dla nich kwota wolna pozostałaby na poziomie 30 tysięcy złotych.
Eksperci z Instytutu Emerytalnego wyliczyli dla "Faktu", że taka reforma będzie opłacalna dla osób, które zarabiają do 12 tysięcy złotych brutto miesięcznie. Powyżej tej kwoty podatnik nie zyska nic.
Rząd Tuska bierze też pod uwagę wprowadzenie wyższej kwoty wolnej, ale rozłożonej w czasie. Ta mogłaby rosnąć co dwa lata. W ten sposób w czasie rozłożyłyby się finansowe skutki reformy. Resort finansów wyliczył, że będzie ona kosztować 48 miliardów złotych.
Ostatnim pomysłem rządu Tuska jest zniesienie niektórych ulg podatkowych. "Fakt" ustalił, że politycy myślą też nad ozusowaniem wszystkich umów zlecenie. Nie wiadomo jednak kiedy zmiany zostaną wprowadzone w życie i jaki będą miały ostatecznie charakter.