Pan Leszek, czytelnik Gazety Wrocławskiej, zgłosił się do redakcji z historią dotyczącą jego oraz 13-letniego syna. Udali się oni na zakupy do sklepu sieci Lidl przy ul. Braniborskiej we Wrocławiu. Dokonali tego 21 października ok. godziny 20, a więc w czasie, gdy w sklepie obowiązują tzw. ciche godziny, ułatwiające funkcjonowanie w placówce osobom ze spektrum autyzmu.
Kłopotliwa sytuacja w Lidlu. Pan Leszek był zaskoczony
W sklepie panowała spora kolejka. Pan Leszek, chcą uniknąć problemów związanych z chorobą syna, postanowił skorzystać z kasy pierwszeństwa, która jest przeznaczona dla kobiet w ciąży oraz osób z niepełnosprawnością.
Zobaczyliśmy ogromną kolejkę, a Wiktor zaczął się bardzo niecierpliwić. Wiadomo, jak osoby z tą chorobą reagują na tłum i wiele bodźców. Wolałem uniknąć krzyków i szarpaniny, żebyśmy mogli poczuć się komfortowo. Nie tylko my, ale też inni klienci - przekazał Gazecie Wrocławskiej pan Leszek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak się okazało, wcale nie było to takie proste. Mężczyzna napotkał bowiem na szereg trudności, które ostatecznie uniemożliwiły mu dokonanie szybszych zakupów. Po zadaniu pytania o możliwość skorzystania z kasy pierwszeństwa, pracownica odmówiła wstępu sugerując, że "chłopak nie wygląda na chorego". Sytuacji nie zmieniło także pokazanie legitymacji potwierdzającej jego niepełnosprawność.
Zapytałem, czy są równi i równiejsi niepełnosprawni? Rozumiem, że musiałby nie mieć nogi, żeby skorzystać z kasy pierwszeństwa? To absurd, a ja poczułem się dyskryminowany. Pani z pogardą rzuciła jeszcze, że jeśli chcemy, to możemy pójść ze sprawą do kierownika. Uniknąłem tego, aby nie tracić czasu - mówi pan Leszek.
Do sytuacji odnieśli się już przedstawiciele sieci Lidl. W oświadczeniu zapewniają, że "było to zdarzenie jednostkowe", a zespół sklepu we Wrocławiu "został dodatkowo poinformowany na temat poprawnej obsługi klienta, a także potrzeb osób ze spektrum autyzmu".