Ta nietypowa sprawa mocno zelektryzowała internet. Przypomnijmy. 16 lutego w Wągrowcu (woj. wielkopolskie) pewien gracz aż 20 razy trafił w Multi Multi Plus.
Każda z jego wygranych wynosiła... 195 tysięcy złotych, co łącznie dało mu prawie 4 miliony. Zdaniem użytkowników sieci, ciężko tutaj mówić o jakimś szczęściu. Zarzucają oni Totalizatorowi Sportowemu "oszustwo i ustawkę".
- Zakładając, że wszystkie szczęśliwe zakłady należały do jednej i tej samej osoby (osób), można przypuszczać, iż gracz kupił jeden zakład na chybił trafił, a następnie powielił go 9 razy. W innym punkcie LOTTO powtórzył ten zakład kolejne 10 razy. Właśnie dlatego, że są to wygrane przypadające na osobne kupony, podajemy je jako oddzielne pozycje - napisali nam w oświadczeniu przedstawiciele Biura Prasowego Totalizatora Sportowego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sposób na dużą wygraną w Lotto? "Ludzie nieźle kombinują!"
Portal o2.pl wybrał się więc do kilku punktów Lotto, zlokalizowanych na terenie Krakowa (woj. małopolskie). Porozmawialiśmy z niektórymi sprzedawcami z kolektur. Niestety - ze względu na specyfikę tej branży - absolutnie nie chcieli oni ujawnić swoich danych personalnych. Nie zgodzili się także na zdjęcia.
Co się nasłucham, to moje. Ludzie nieźle kombinują. Najczęściej spotykam się z osobami, które - chcąc podwoić szansę na wygraną - od lat stale żonglują w losowaniach "swoimi" numerkami. Wierzą, że to ich szczęśliwe cyfry, liczby. Są to dla nich przeważnie ważne daty z życia osobistego - np. rocznice ślubu, narodzin czy nawet pogrzebów - mówi o2.pl sprzedawca z kolektury w centrum Krakowa.
W pamięć zapadł mu jednak pewien mężczyzna w wieku około 40 lat. Był elegancko ubrany, z teczką w ręce, tak zwany "biały kołnierzyk" z korporacji. - Grał od lat w Dużego Lotka. Frustracja sięgała u niego zenitu. Raz, przy zakupie kuponu zdradził mi szeptem, że wcześniej udał się specjalnie do wróżki, która miała mu podać konkretne "wygrywające" numery. Niestety, nic mi nie wiadomo o tym, by coś z tych liczb rzeczywiście wygrał - dodawał sprzedawca.
Czytaj więcej: Szokujący uraz 43-latka. Mężczyzna tak złamał prącie
Kto odwiedza kolektury Lotto? "Gracze analizują statystyki"
W innej kolekturze (tym razem w jednej z południowych dzielnic Krakowa) z chęcią porozmawiała z nami kolejna sprzedawczyni. Przyznała, że jej najczęstszymi klientami są ludzie w przedziale wiekowym 30-60 lat. Niektórzy z nich kupują tak często i regularnie, że zna nawet ich imiona. Poznała ich jeszcze, gdy byli jeszcze singlami, a teraz obserwuje ich już spacerujących z gromadką dzieci.
Ciężko tu szukać studentów, albo seniorów. Na palcach by ich policzył w ciągu tygodnia, czasem nawet miesiąca. Wydaje mi się jednak to oczywiste. Granie w Lotto swoje przecież kosztuje, nie każdego na to stać. Tym bardziej, że są wręcz uzależnione osoby, co potrafią zostawić przy kasie kilkaset złotych za jednym razem - mówiła o2.pl kobieta.
Według jej relacji, spotyka też - jak sama określa - "matematycznych" graczy, którzy chcąc za wszelką cenę zgarnąć gotówkę do kieszeni, "bawią się" w rachunek prawdopodobieństwa. Często przychodzą do kolektury z postrzępionymi, wysłużonymi już kartkami.
Mają na nich szczegółowe analizy procentowe, jakie liczby czy cyfry padały najczęściej, a jakie najrzadziej. Tę metodę różni gracze stosują we wszystkich grach, zarówno Lotto Plus, jak i Multi Multi, Joker czy Kaskada - wyjaśniła o2.pl.
Sprzedawczyni potwierdziła, że w trakcie niektórych losowań obserwuje, iż nieraz dany gracz nabywa większą liczbę kuponów. - Bierze od razu na konkretne losowanie (gdzie np. do zgarnięcia jest kilka milionów) 10 czy 20 blankietów. Zdarzały się też takie osoby, co dzięki temu faktycznie coś tam wygrały. Może nie były to jakieś milionowe kwoty, ale też nie sprawy groszowe - wskazała.
Sprzedawca nie ma wątpliwości. "Zdeterminowani stawiają na zdrapki"
W następnej kolekturze Lotto w Krakowie usłyszeliśmy, że "zdeterminowani, którzy marzą, by cokolwiek wygrać, chętnie stawiają na zdrapki". Sprzedawca wyjaśnił nam, iż w tym roku blankiety obchodzą w Polsce już 25. urodziny. Ich popularność wciąż nie słabnie.
U mnie dość często sprzedaje się akurat zdrapka "Pensja". Graczy chyba kusi to, że mogą mieć - jak sama nazwa wskazuje - darmową pensję 2 tys. zł przez kolejne 3 lata. Realnie jednak nie jest w to tak łatwo trafić. Ci, którzy wracają, by wymienić zdrapkę, wygrywają najczęściej 2, 4 lub 5 zł. To takie błędne koło - tłumaczył nam.
Dodał także, że w ostatnich latach przybywa nowożeńców, którzy jakiś czas po zaślubinach zjawiają się w kolekturze "z ogromną nadzieją w oczach", by sprawdzić, czy i ile wygrali przy okazji wesela.
Przy kilkudziesięciu czy kilkuset kuponach nikomu nie chce się ich sprawdzać ręcznie. Młodzi przychodzą do nas, a my przepuszczamy je przez maszynę. Już po kilku minutach znają odpowiedź. Najczęściej udaje im się wygrać - na podstawie moich własnych obserwacji - najwyżej kilkaset złotych za wszystko. Była też jedna para, co miała w sumie około 3 tys. zł za zdrapki i kupony Lotto, ale to wyjątkowo - stwierdził w rozmowie z o2.pl.
Agnieszka Potoczny-Łagowska, dziennikarka o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.