Wzrost cen daje się wyczuć nie tylko w czasie codziennych zakupów, ale także w lokalach gastronomicznych. Ceny wzrosły zarówno w restauracjach, jak i w popularnych barach mlecznych. Mimo to te drugie nadal są miejscami, w których da się zjeść dobrze i za stosunkowo niską cenę.
Oczywiście barów mlecznych nie ominęły problemy. Wzrost cen produktów na rynku odbił się także na cenach oferowanych przez nich dań. Podobnie jak restauratorzy, właściciele barów mlecznych podnosili ceny, choć nie mogli podwyższać ich w takim samym stopniu, żeby nie stracić rządowej dotacji.
Dobra wiadomość dla klientów barów mlecznych jest taka, że w tym roku ceny serwowanych tu dań nie powinny znacząco wzrosnąć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeden z dziennikarzy "Radia Eska" postanowił sprawdzić, jak ceny i porcje dań serwowanych w barach mlecznych wypadają na tle tych restauracyjnych.
To samo danie. Różnica w cenie widoczna. A jak jest z jakością?
Za placek po zbójnicku w restauracji na Krupówkach wspomniany dziennikarz zapłacił 59 zł. W barze mlecznym to samo danie kosztowało 34 zł. Nie tylko cena przemawiała w tym przypadku na korzyść drugiego lokalu.
Placek po zbójnicku w barze mlecznym w niczym nie ustępował temu serwowanemu w restauracji na Krupówkach. Nie dość, że był prawie dwa razy tańszy, to jeszcze większy i smaczniejszy! - ocenił dziennikarz.
Za tradycyjny rosół w barze mlecznym trzeba było zapłacić 15 złotych. W restauracji za to samo danie zapłacimy o 4 zł więcej. Porcja góralskiej kwaśnicy w restauracji kosztowała 23 zł. O złotówkę tańszy był żurek.
Dziennikarz wspomniał, że porcja zupy pomidorowej w barze mlecznym kosztowała jedynie 16 zł, a porcja dewolaja z frytkami i kapustą zasmażaną 34 złote. Dziennikarz chwalił nie tylko cenę, ale i sporą porcję, która pozwalała "najeść się do syta".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.