Z danych przedstawionych przez Główny Urząd Statystyczny wynika, że przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw wynosiło w marcu bieżącego roku 8408,97 zł. GUS wskazuje, że rok do roku średnia pensja wzrosła o 12 procent. Niewiele osób przyjmuje tę informację z entuzjazmem, bo po prostu ich wynagrodzenie jest niższe.
Negatywnym emocjom ludzi nie dziwi się dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW i Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Ekonomistka przyznaje, że o takich zarobkach wiele osób może tylko marzyć.
Warto, aby GUS podawał dane, które są do czegoś przydatne, np. ile wynoszą średnio same wynagrodzenia. I najlepiej mediana do tego. Ja się nie dziwię, że jak ludzie słyszą o takim wzroście płac, to myślą: mnie jest do tego daleko. I zaczynają się wściekać — stwierdziła ekspertka cytowana przez TokFm.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dr Starczewska-Krzysztoszek zwróciła również uwagę na to, co dopisuje GUS pod podawanymi przez siebie danymi. Podkreśliła, że choć średnie wynagrodzenie wynosi 8408,97 zł, nie jest to równoznaczne z tym, że dokładnie taka kwota wpływa na konto pracowników. GUS bierze bowiem pod uwagę przy jego wyliczaniu także premie, nagrody jubileuszowe, dodatki wypłacane z tytułu nadgodzin, a nawet odprawy emerytalne. To mocno zafałszowuje obraz.
Ze średnim wynagrodzeniem jest też inny problem
Grzegorz Maliszewski, główny ekspert ekonomista banku Millenium wskazuje, że problemem jest także to, że "wynagrodzenie przeciętne", nie jest "wynagrodzeniem wypłacanym większości, czy nawet połowie pracowników.
Na jeszcze inny aspekt zwróciła uwagę Monika Constant ze Związku Polskiego Leasingu. Ekspertka spojrzała na sprawę z punktu widzenia przedsiębiorców. Jej zdaniem takie przedstawianie danych przez GUS sprzyja presji płacowej w przedsiębiorstwach. - Dane powinny być na tyle jasne, by pracodawca mógł wytłumaczyć pracownikowi, jak wygląda realny wzrost płac — stwierdziła.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.