Rekruterzy zwracają uwagę na ciekawe zjawisko: pracodawcy coraz częściej potrzebują osób do wykonania konkretnych zadań w określonym czasie. Chodzi o te same obowiązki, które przed wybuchem pandemii wykonywały osoby zatrudnione na stałych umowach.
Zgłaszają się do nas firmy, które potrzebują pracowników w tzw. systemie "just in time". To zjawisko narastające, dotyczące zastępstw pracowników będących na zwolnieniu chorobowym lub innych sytuacjach, w których nie można przerwać pracy lub trzeba ją wykonać natychmiast. Dotyczy przede wszystkim sieci sklepów, logistyki, produkcji – komentuje dla money.pl Iwona Szmitkowska, Wiceprezes Zarządu Work Service.
Co oznacza "just in time"? Chodzi o zgromadzenie wszystkich środków na czas, aby wytworzyć konkretny produkt, bez gromadzenia nadwyżki. Na rynku pracy chodzi zaś o zasoby ludzkie - np. o zapewnienie personelu, który w konkretnym czasie będzie mógł pracować dłużej i wyrabiać nadgodziny.
I jak zauważają eksperci, pracownicy, którzy nie mają stałej pracy, są często przerzucani między zleceniami. Nie umknęło to uwadze przedsiębiorców, którzy postanowili stworzyć kanał pomiędzy pracodawcami a osobami poszukującymi tymczasowej pracy.
Jednym z takich kanałów jest platforma rekrutacyjna "FitJob". Jak mówi jeden z jej twórców, Siergiej Kriukow, praca w kilku różnych miejscach w tygodniu pozwala jednocześnie na bycie niezależym jak i na wyrobienie tylu godzin, jak w przypadku pracy stałej.
Inną podobną platformą jest Tikrow. Według przedstawicieli tej firmy od wybuchu pandemii zaczęło napływać znacznie więcej zapytań od pracowników gotowych przyjąć dodatkowe zlecenia.
Według Międzynarodowej Organizacji Pracy pandemia koronawirusa może doprowadzić do likwidacji prawie 25 milionów miejsc pracy na całym świecie. Część z nich ma jednak powrócić w systemie "just in time"
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.