Przyjęcie pierwszokomunijne to okazja do spotkania się całej rodziny. Przed laty na tego typu przyjęcia zapraszano zazwyczaj tylko najbliższą rodzinę, w ostatnich latach uroczystości 10-lataków coraz częściej przypominają małe wesela.
Mama Franka na łamach portalu edziecko.pl podzieliła się przykrym doświadczeniem jakiego doznała ze strony rodziny podczas przyjęcia swojego syna. Rodzice 10-latka zdecydowali się zaprosić ok. 30 osób. Członkowie rodziny już kilka miesięcy przed uroczystością wypytywali o lokal i organizację przyjęcia. Kobieta nie ukrywa, że po kilku sugestiach wyczuła, że oczekiwania rodziny są spore.
Mama 10-latka zdecydowała, że przyjęcie wyprawi w restauracji. Uznała, że dzięki temu, zamiast w kuchni będzie mogła spędzić czas z zaproszonymi gośćmi.
Czytaj także: Zapytaliśmy Polaków o grzybobranie. I wszystko jasne
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W dniu przyjęcia kobieta i jej syn przeżyli wielki zawód. Gdy przybyli na salę okazało się, że brakuje kilku osób. Mama Franka zadzwoniła więc do nieobecnej kuzynki. Rozmowa nie kleiła się, kobieta tłumaczyła się, że jej syn się rozchorował, po czym szybko ucięła temat i rozłączyła się.
Na przyjęciu nie pojawiły się też siostrzenice ojca 10-letniego Franka. Teściowa broniła nieobecnych tłumacząc, że nastolatki nie lubią spędów rodzinnych i mają już swoje życie.
Mama 10-latka czuła złość i rozczarowanie. Nie mogła uwierzyć, że tak potraktowała ją bliska rodzina. Nie byłoby problemu, gdyby rodzina poinformowała o tym wcześniej, wówczas nie trzeba by płacić za ich talerzyk.
Nie interesuje mnie, czy nie mieli ochoty, czy też nie mieli kasy na prezent. Tak po prostu się nie robi! Nikt nie widzi, że to kilka tysięcy złotych wyrzuconych w błoto. To przecież duża kasa, którą mogłam wydać na coś zupełnie innego! - żali się mama pierwszokomunijnego dziecka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.