Na profilu Petrichor na platformie X pojawiły się screeny rozmowy między jedną z pracownic i jej pracodawcą. Kobieta pokazała, w jakim stylu została zwolniona z jednej z firm, której siedziba znajduje się w Radomiu.
Jak wynika z konwersacji, pracownica tworzyła projekty w programie Corel, z którym dopiero się zaznajomiła. Wcześniej pracowała na Adobe. Gdy powiadomiła o tym szefa, ten ją zwolnił. - Dziękujemy za współpracę, ja nie płacę za naukę - napisał mężczyzna. Kobieta odpisała, że na rozmowie rekrutacyjnej informowała o tym, iż zna tylko jeden z wyżej wymienionych programów, co nie było przeszkodą w jej zatrudnieniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Widzę, że szacunek do drugiej osoby jest tu nikły. Brak profesjonalizmu niestety z Pana strony" - napisała kobieta. "Jeśli podejmujesz stanowisko, to proszę wykazać się kwalifikacjami. Dobrze, zakończmy ten spór. Do widzenia, żegnam. (...) Proszę zostawić dane w księgowości i żegnam" - odpisał jej szef.
Oburzenie w sieci
Sprawa bardzo szybko została nagłośniona w mediach społecznościowych. Internauci w dosadnych słowach komentują postawę pracodawcy. Tym bardziej, że w każdym kolejnym wpisie kobieta ujawniała nowe fakty na temat całej sprawy.
"W ogłoszeniu była umowa o pracę, dali mi umowę zlecenie na miesiąc i nie chcieli mi zapłacić za pierwszy dzień szkolenia (8h), praca pon-pt po 8h" - opisała użytkowniczka platformy X w jednym z wpisów.
"Nie wiem (jeszcze) kim jest ta osoba, która zwalnia ale to idealny przykład anty-lidera, anty-szefa i anty-człowieka. Jak można kogokolwiek zwolnić w taki sposób?! To mi się nie mieści w głowie?!" - napisał Wojciech Kardyś, specjalista ds. social mediów.
"Idąc tokiem rozumowania pana szefa wszyscy powinniśmy dziś stracić pracę - wszak uczymy się każdego dnia i jeszcze nam za to płacą!", "Widziałem tę nitkę na Twitterze. Dziewczyna przez 4 dni relacjonowała swoją karierę, od zachwytu, że dostała wymarzoną pracę, po pierwszy dzień i szok, że nie można mówić lub jeść jak się jest głodnym. Ogólnie atmosfera obozu, aż po zwolnienie i groźby przedsądowe o usunięcie wpisów na X. Reasumując, dobrze, że się szybko skończyło, nie będzie się męczyć. Trzymam za nią kciuki, by znalazła szybko nową" - piszą internauci na LinkedInie.
Zadzwoniliśmy do firmy. "Nieporozumienie"
Postanowiliśmy zadzwonić do siedziby radomskiej firmy. Telefon odebrała jedna z pracownic. Gdy poprosiliśmy o rozmowę z szefem, otrzymaliśmy informację, że nie ma takiej możliwości. - Proszę sobie radzić na własną rękę - stwierdziła kobieta. Nadal jednak oczekiwaliśmy stanowiska firmy w tej sprawie.
Pracownica była dobrze traktowana przez innych pracowników, szkolona do pracy w naszej firmie. Doszło po prostu do nieporozumienia z pracodawcą, pracownica nie spełniła jego oczekiwań, dlatego też została zwolniona. Każdy pracodawca ma prawo zatrudnić osobę na umowie zlecenie, aby ją sprawdzić. W czasie jednego spotkania w procesie rekrutacji nie da się poznać pracownika - tłumaczyła nasza rozmówczyni.
W sieci pod profilem firmy pojawiło się mnóstw komentarzy. Oczywiście zdecydowana większość z nich miała negatywny wydźwięk.
Każdy z nas czuje się urażony, gdy nie zostanie przyjęty do pracy, ale nasza firma nie zasłużyła na hejt, jaki na nią spadł. Posty zamieszczone w sieci są mocno przesadzone. My w gronie pracowników czujemy się bardzo dobrze, załoga jest zaskoczona tym, co się stało - powiedziała nam przedstawicielka radomskiej agencji.
Co ciekawe, była już pracownica poinformowała w sieci, że kontaktował się z nią właściciel firmy. "Właściciel firmy do mnie napisał, że skieruje moje screeny do ich kancelarii prawnej. Że mają teraz hejt na firmę przeze mnie, a ja nawet nie podałam nazwy firmy oraz napisałam samą prawdę, by pokazać to, jak się traktuje pracownika" - czytamy we wpisie. - Nie rozważamy żadnych kroków prawnych - odpowiedziała krótko przedstawicielka firmy.
Największy zarzut wobec szefa z tejże agencji to sposób, w jaki zwolniono pracownicę. Odbyło się to na Skypie i to na grupowym czacie.
Nie chcę oceniać stylu, w jakim zwolniono pracownicę. Uważam, że pisanie o tym w mediach społecznościowych jest niewłaściwe. Można było przyjść, porozmawiać. Na naszą firmę spadł zupełnie niepotrzebny hejt. Ta kobieta obsmarowała swoich kolegów, którzy poświęcili jej masę swojego czasu i pracy. To okrutne - stwierdziła kobieta.
Co ciekawe, właściciel zmienił nazwę domeny w Google. Zablokowano też komentarze w sieci. Graficzka, która opisała tę skandaliczną sytuację, szuka obecnie pracy. Wspierają ją w tym internauci. Do tej głośnej sprawy z pewnością będziemy jeszcze wracać.
Zobacz również: Zrobili remont w centrum miasta. Bez przejść dla pieszych
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.