To pierwszy tego typu pomysł na świecie. Rząd Jacindy Ardern, premier Nowej Zelandii, zaproponował opodatkowanie zwierząt hodowlanych, ze względu na gazy emitowane przez nie do atmosfery podczas oddawania moczu czy bekania. Chodzi o metan oraz podtlenek azotu, wydzielany przez zwierzęta hodowlane. Według badań, jedna bekająca krowa może produkować aż do 300 litrów metanu na dzień.
Czytaj także: Święte krowy w USA. Rolnik wyznaczył im misję
Nowozelandzcy rolnicy mogą być pierwszymi na świecie, którzy zmniejszą emisję z rolnictwa - przekonywała premier. - To wypozycjonuje nasz rynek eksportowy ponad konkurencją i sprawi, że świat bardziej wnikliwie skupi się na kwestii pochodzenia żywności - dodała.
Ardern zapowiedziała także, że z pozyskanych w ten sposób wpływów, rząd Nowej Zelandii będzie mógł finansować nowe technologie w hodowli, które pozwolą na zmniejszenie emisji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zbulwersowani pomysłem rolnicy już zapowiadają zmianę profesji, jeśli tylko podatek wejdzie w życie. Ich stanowisko dosadnie przedstawił Andrew Hoggard, przedstawiciel organizacji Federated Farmers, zrzeszającej rolników.
Rolnicy będą teraz sprzedawać swoją ziemię tak szybko, że nawet nie będzie słychać szczekania psów za odjeżdżającym pickupem - przestrzegł rolnik.
W Nowej Zelandii na jednego mieszkańca przypadają dwie krowy oraz nieco ponad pięć owiec. Rolnictwo w tym kraju odpowiada za aż 80 procent emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. Podatkiem miałyby być objęte krowy oraz owce. Jego kwota na razie nie jest znana. Nowy przepis miałby wejść w życie w 2025 roku.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.