Jak podaje "Fakt", osoba zainteresowana stanowiskiem musiałaby pracować przez minimum 240 godzin miesięcznie. W zamian lekarz ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego zarabiałby 54 tys. zł. Warunkiem byłoby prowadzenie własnej działalności gospodarczej, w ramach której lekarz samodzielnie opłacałby obowiązkowe ubezpieczenie lekarskie od odpowiedzialności cywilnej.
Przeczytaj także: Dziennikarz TVP zmienia zawód. Chce być lekarzem
54 tys. złotych dla lekarza medycyny ratunkowej. W końcu znalazł się chętny?
Mimo wysokiego wynagrodzenia aż przez miesiąc nikt nie odpowiedział na ofertę Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy. Zaskoczenie opinii publicznej wzbudził nie tylko brak chętnych, lecz także wysokość pensji. W sprawie głos zabrał Tomasz Kozieł, rzecznik prasowy placówki.
Jak tłumaczył Tomasz Kozieł, specjalizacja z medycyny ratunkowej nie cieszy się popularnością wśród studentów. Sytuacja jest tym trudniejsza, że wielu młodych lekarzy, którzy już się na nią decydują, później wyjeżdża do pracy na Zachodzie. Konieczne stało się więc zaproponowanie wysokiej stawki.
Społeczeństwo może źle to odebrać, ale ludzie byliby też niezadowoleni, gdyby musieli czekać 20 godzin na pomoc na SOR – relacjonował Tomasz Kozieł w rozmowie z Polsat News.
Przeczytaj także: Nie żyje 39-letni lekarz z Wałbrzycha. Nowe fakty w sprawie
Po nagłośnieniu trudnej sytuacji legnickiego przez Polsat News zaczęli znajdować się chętni do pracy jako lekarz medycyny ratunkowej. Od kwietnia, gdy wyemitowano materiał, w placówce zatrudniono już pięciu specjalistów. Pracują oni jednak nie na 1,5 etatu, lecz w niepełnym wymiarze. To jednak nie martwi dyrekcji.
Znaleźliśmy pięć osób, lekarzy z województwa dolnośląskiego i spoza województwa, którzy w niepełnym wymiarze etatowym podjęli się pracy w naszym szpitalu. Liczba godzin, które zadeklarowali, przekracza dwa etaty, więc jesteśmy usatysfakcjonowani z rezultatów poszukiwań – cieszy się Tomasz Kozieł w wywiadzie dla "Faktu".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.