Szwedzki dziennik "Dagens Nyheter" opublikował reportaż dotyczący wykorzystywania Polaków przy sadzeniu lasów pod Uppsalą. Dziennikarze opisali przypadek dwóch Polaków Adama oraz Tomasza.
Polacy zarabiają połowę tego, co mają w umowie
Według umowy powinni oni otrzymywać 120 koron na godzinę (ok. 54 zł). W praktyce jednak zarabiają pół korony (ok. 22 grosze) za sadzonkę, co sprawia, że ich stawka godzinowa zmniejsza się o połowę.
Polacy, aby "wyrobić normę" muszą więc pracować po 10 godzin sześć dni w tygodniu. Są oni zatrudnieni przez firmę Skogsvardarna i Uppland AB, którą do sadzenia drzew wynajął luterański Kościół Szwecji.
Szefowa przedsiębiorstwa Ase Karlsson miała zostać po kryjomu nagrana. Przyznała, że "polscy pracownicy kierowani są do pracy na szczególnie trudnym terenie". Ziemia jest tam twarda, z kamieniami i korzeniami, a plecak z sadzonkami waży 20 kg. Karlsson powiedziała Polakom, że "mogą zarobić dużo więcej, jeśli się wysilą".
Adam i Tomasz skontaktowali się ze związkiem zawodowym branży leśnej SG. Gdy chcieli negocjować warunki pracy, zostali zwolnieni. Dzięki interwencji związkowców otrzymują należne im pieniądze, ale w lesie wciąż pracują inni Polacy którzy "mając na utrzymaniu dzieci w Polsce nie chcą przyjąć, że są oszukiwani".
Szwedzki dziennik przypomina, że Jan Karlsson, mąż właścicielki przedsiębiorstwa, był właścicielem firmy, która zbankrutowała w 2008 r. Setki zatrudnionych w niej pracowników leśnych z Rumunii pozostało bez pensji. Dziś jest on współwłaścicielem firmy Skogsvardarna i Uppland AB, która zatrudnia Polaków, Litwinów i Rumunów.
Firma została wynajęta przez diecezję luterańskiego Kościoła Szwecji w Uppsali, do której należą grunty i lasy, będące źródłem jej dochodów. Przedstawicielka diecezji Helena Eld przyznała, że wie o problemie warunków pracy i "temat będzie podnoszony w rozmowach z przedsiębiorcą".
Zobacz także: Polak na wakacjach nad Bałtykiem. Ratownik o tym, jak narażamy swoje zdrowie