Drożyzna doskwiera nam praktycznie na każdym kroku. Z wysokimi cenami trzeba się liczyć przy okazji planowania urlopowych wyjazdów. W letnich kurortach może być w tym roku ekstremalnie drogo.
Pierwsze "paragony grozy" już trafiają do sieci. Z takim rachunkiem do czynienia miał redaktor "Faktu", który zdecydował się na wypoczynek na Mazurach. Postanowił pojechać do Giżycka.
Gdy wypoczywał na jednej z plaż, w pewnym momencie zgłodniał. W związku z tym postanowił zamówić ulubioną rybę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie ukrywa, że cena mocno go zdziwiła. - Zamówiłem sandacza z frytkami tam, gdzie byłem wcześniej. Cena mnie mocno zaskoczyła - wyznał, cytowany przez tabloid.
Czytaj także: Nieprawdopodobny trop w sprawie Iwony Wieczorek
W sprawdzonej tawernie było znacznie drożej niż przed rokiem. Na posiłek w Giżycku wydał naprawdę sporo.
W ubiegłym roku sandacz w sosie borowikowym z frytkami i surówką kosztował 47 zł - spostrzegł.
Ujawnił jednocześnie, że teraz musiał zapłacić aż 66 zł! Z paragonu jasno wynika, że sandacz z frytkami przez rok zdrożał aż o 40 procent. To niewątpliwie zawrotna podwyżka.
Drożyzna opanowała Mazury!
"Fakt" spostrzega, że cenniki obowiązujące na Mazurach potrafią dać w kość.
W jednym z lokali koło Giżycka sandacz z kaszą kosztuje 66 zł, a na kawałek pstrąga trzeba wysupłać 58 zł. Istna jazda bez trzymanki to ceny dodatków. Pomyśl, że za kilka opiekanych ziemniaków chcą 12 zł, a surówka jest po 11 zł. Kapusta kiszona do rybki, płacisz dodatkową "dychę" - podkreśla tabloid.
A ile kosztują mazurskie zupy? W tym przypadku trzeba liczyć się z wydatkiem na poziomie ponad 30 złotych.