Biznesmen Jakub Roskosz opublikował w czwartek 1 grudnia na swoim profilu na Twitterze zdjęcie luksusowego zegarka. Na fotografii widać model Patek Philippe Celestial, który kosztuje 1,4 mln zł. Warto zaznaczyć, że inne zegarki tej firmy mogą kosztować nawet kilkanaście milionów złotych.
Na tarczy możemy obserwować mapę nieba oraz fazy księżyca. Jeśli zegarek jest zamawiany w Warszawie, mechanizm ustawiany jest w taki sposób, aby pokazywać układ gwiazd nad Warszawą. I to wszystko w zegarku mechanicznym. Magia – napisał Jakub Roskosz.
Głos jako pierwsza na temat zegarka zabrała posłanka Lewicy Anna-Maria Żukowska. W komentarzu zapytała autora zdjęcia "Ale po co?". – Chociażby dla inwestycji? Na wtórnym rynku można kupić go teraz za 2.1 mln. Ale powodów jest całe mnóstwo. Ten jednak najbardziej dobitny i zrozumiały – odpisał błyskawicznie przedsiębiorca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obejrzyj także: Kammel sprawia sobie świąteczny prezent u jubilera?
Przedsiębiorca opublikował zdjęcie zegarka. "Z takich wydatków społeczeństwo nic nie ma"
Wpis Jakuba Roskosza wywołał ożywioną dyskusję w mediach społecznościowych. Temat podjął m.in. ekonomista Uniwersytetu Warszawskiego Michał Brzeziński. – Dlaczego powinniśmy wprowadzić wysokie podatki od luksusowej konsumpcji? – zaczął swój komentarz.
Z takich wydatków na bezsensowne gadżety społeczeństwo nic nie ma, bogacą się głównie zagraniczni bogacze, a nasze dobra publiczne marnieją – dodał analityk.
Po dwóch dniach głos zabrał w końcu sam autor wpisu. Jakub Roskosz zwrócił uwagę, że nie napisał wcale, jakoby zegarek należał do niego. W rozmowie z mediami potwierdził, że czasomierz był jedynie mierzony.
Sam przedsiębiorca stwierdził, że spotkał się z "mową nienawiści, pogróżkami i wyzwiskami na niewyobrażalną skalę". Warto dodać jednak, że w komentarzach pod jego postem nie pojawiły się słowa, które można określić w ten sposób.
Czytaj także: Zegarek Hitlera sprzedany za fortunę. "Odrażające"
Burza po zdjęciu zegarka. "Fałszywa opowieść o świecie"
Dyskusja skupiła się raczej na podatku od dóbr luksusowych. Po wpisie na temat rzeczonej daniny Michałowi Brzezińskiemu odpisał Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezary Kaźmierczak.
Wziąłbyś się Pan do jakiejś roboty, to wtedy może skłonności do grzebania po cudzych kieszeniach trochę by przeszły – podkreślił.
Na to odpowiedział jednak dziennikarz Kamil Fejfer. – To, o czym mówi Kaźmierczak, zdradza pewną (fałszywą) opowieść o świecie, w którym ciężką pracą dochodzi się do zegarków za 1,5 bańki (albo do blasterów ze Star Warsów). To oczywiście bzdura. Ludzie absurdalnie bogaci nie doszli do swoich bogactw głównie pracą. To nie znaczy, że nie są tytanami pracy. Być może większość z nich jest. Problem w tym, że bardzo duże pieniądze biorą się głównie z fuksa – ocenił.
Na dłuższy wpis w sprawie zdecydował się prezes partii Nowa Nadzieja Sławomir Mentzen. Stwierdził, że osoby, które stać na takie zegarki, dużo podróżują. Podatek od dóbr luksusowych miałby zdaniem polityka zniechęcić je do kupowania takich przedmiotów w naszym kraju.
Nasz budżet straci VAT i dochodowy z tej sprzedaży, milioner i tak będzie miał swój zegarek, a zarobi ktoś, kto nie wprowadza głupich podatków – napisał.
Za wprowadzeniem podatku opowiedział się jednak filozof i publicysta Tomasz Markiewka. Powołując się na ekonomistów Roberta Franka i Philipa Cooka stwierdził, że tak drogie przedmioty, jak zegarki Patek Philip mają tak dużą wartość nie ze względu na swoje możliwości, które są niedostępne w zegarku za kilkaset złotych, ale dlatego, że można w ten sposób "zamanifestować swoją pozycję społeczną" i wysłać sygnał: "zobaczcie, na co mnie stać!".
Przypuśćmy, że nakładamy tak wysokie podatki progresywne na luksusowe zegarki, że podwajają ich cenę. Zegarek, który kosztował wcześniej 700 tys. złotych, teraz kosztuje 1,4 mln, a ten, który kosztował 1,4 mln, kosztuje 2,8 mln. Gdyby zegarek był wartością sam w sobie, stanowiłoby to problem dla kupującego – bo teraz za te same funkcje czy jakość musi zapłacić dwa razy więcej. Ale jeśli jego celem było kupienie rzeczy, na którą stać bardzo niewiele osób, to nic się nie zmieniło. Nadal go stać na zegarek za 1,4 mln złotych, a większości innych ludzi nie stać – to, że ten sam zegarek kosztował kiedyś 700 tys. złotych, nie ma znaczenia – podkreślił Markiewka.