Wszystkie stoliki są zajęte, klientów nie brakuje, w dodatku są wśród nich i tacy, którzy często wracają do tego samego lokalu. W teorii – właściciele mają więc powody do zadowolenia. Ale w praktyce sytuacja wcale nie wygląda tak różowo.
Są osoby, które spędzają cały dzień przy laptopie na jednym espresso. Pracują, nierzadko zapominając przy tym o bożym świecie. Nie zwracają uwagi na innych klientów, którzy chcieliby coś zamówić, ale zwyczajnie nie mają gdzie usiąść. Właściciele, którzy do tej pory tolerowali takie sytuacje, teraz wykładają kawę na ławę i mówią "dość".
Uważam to za brak kultury, jeżeli ktoś otwiera laptopa i sobie jeszcze wyciąga dokumenty, blokuje miejsca. Jeszcze w dużych restauracjach super, ale co powiemy o małych kawiarenkach, gdzie jest pięć, sześć stolików? - mówi w rozmowie z tvn24.pl Jacek Czauderna z Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Największym problemem było to, że nasi stali goście skarżyli się, że nie mogą usiąść, wypić kawy, zjeść śniadania, bo wszystkie stoliki są zajęte przez osoby pracujące - tłumaczy kolejny rozmówca TVN24, menadżer Kaferdam w Poznaniu.
W związku z tym w Kafedarm podjęto odważną decyzję: w soboty i niedziele w lokalu nie można już korzystać z laptopów. Natomiast w tygodniu kawiarnia wyznacza kilka stolików do pracy.
Na początku kwietnia głośno było o właścicielu innej poznańskiej kawiarni – Taczaka 20, który wprost oznajmił, że jego lokal "przestaje być weekendową świetlicą i biurem coworkingowym". Ta deklaracja wywołała lawinę komentarzy.
Klient awanturujący się
Kawiarnia Bless Coffee Roasters w Olsztynie również jest strefą wolną od pracy, ale – jak przyznaje właścicielka lokalu – nie wszystkim się to podoba. – Bardzo często potrafimy się spotkać z agresją ze strony osób, które przychodzą do naszego lokalu nie szanując naszej przestrzeni, nie szanując nas i naszych pracowników – mówi kobieta.
Klienci często wskazują, że problemem są zaporowe ceny w lokalach. Trudno zamówić np. kilka kaw, podczas gdy za jedną trzeba zapłacić kilkanaście złotych, podobnie jak za szklankę soku albo kawałek ciasta. Stąd głosy oburzenia i komentarze, że właściciele lokali wcale nie są stratni.
Jako przedsiębiorca płacę pięć razy tyle za rachunek za prąd. Niech ktoś powie tej osobie, która chce u nas przesiadywać godzinami, jakie my koszty ponosimy - podkreśla w rozmowie z TVN24 Zbigniew Andrzej Dobek, właściciel wrocławskiego PRL-u.
Niewykluczone, że to, co na razie oburza wielu klientów, wkrótce stanie się powszechną praktyką. Również za granicą przybywa lokali, w których wprowadzony zostaje zakaz korzystania z laptopów. Są i takie, w których chcąc okupować godzinami stolik, należy uiścić symboliczną opłatę.