Beskidy to prawdziwy raj dla grzybiarzy. Mieszkańcy tamtejszych wiosek znają lasy jak własną kieszeń i wiedzą, w jakich miejscach grzyby rosną szczególnie licznie. Informacje o tych wyjątkowo cennych dla grzybiarzy terenach są jednak przez nich skrzętnie skrywane - podaje "Gazeta Wyborcza".
Czytaj także: Poszedł na grzyby. Musiał wezwać służby
Za rydze jak za zboże
Z dala od popularnych szlaków w mało uczęszczanych zakątkach Beskidów można natrafić na niezwykły urodzaj rydzów - pysznych i bardzo pożądanych grzybów. Miejscowi dbają, by turyści nie zapuszczali się w te miejsca. Utrzymanie ich w tajemnicy ma dla nich bowiem wymiar ekonomiczny.
Redaktor "Gazety Wyborczej", który niedawno wybrał się na urlop właśnie w Beskidy, przekonał się o tym na własnej skórze. Z jego relacji wynika, że w góralskich karczmach za talerz rydzów z patelni można zapłacić aż 45 zł. Wielu miejscowych dorabia sobie, sprzedając rydze na jarmarkach.
Czytaj także: Jedziesz tam na grzyby? Uwaga! Nawet 44 tys. zł kary
Grzyby tylko dla miejscowych?
Redaktor wspomina także sytuację, kiedy był gościem jednego ze schronisk w Ochotnicy Górnej. Grupa pomieszkujących tam turystów przyniosła ze spaceru mnóstwo grzybów, którymi postanowili się podzielić z pozostałymi gośćmi obiektu. Zapach przyrządzanych grzybów zwabił jedną z sąsiadek.
Kobieta zaczęła dopytywać, gdzie turyści zebrali tyle grzybów. Gdy wyjawili, że rydze znaleźli na polanie przy charakterystycznym drzewie, góralka się zdenerwowała. Wyjaśniła, że czekała, aż grzyby podrosną, gdyż miała zamiar sprzedać je na jarmarku w Nowym Targu. - Toście mi narobili! - powiedziała nerwowo i wyszła.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.