Najdobitniej przekonał się o tym jeden z czytelników "Faktu", który napisał list do redakcji na temat swojego wypadu do Karczmy Lwowskiej w centrum Wrocławia. Na rachunku, który dostał mężczyzna po trzygodzinnym spotkaniu, widniała kwota do zapłaty w wysokości 736,90 zł.
Czytaj także: Taką emeryturę ma Dowbor. Wśród gwiazd to rzadkość
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie należę do częstych bywalców lokali gastronomicznych w centrum Wrocławia, ale wiem, że ceny w nich nie należą do niskich, jednak to, co zobaczyłem na rachunku, który położył na stole przede mną kelner, zszokowało mnie - relacjonuje gość Karczmy Lwowskiej.
Prawdziwy paragon grozy. Kosmiczna cena soku
Z paragony dowiadujemy się, że wliczając obsługę, gość musiał zapłacić za 14 pozycji. Najdroższe były dwie butelki wódki (łącznie 300 zł), jednak przerażenie mężczyzny wywołały ceny chleba oraz soku. Za litrowy dzbanek soku musiał zapłacić aż 60 złotych.
Ceny przekąsek i alkoholu nie zdziwiły mnie tak bardzo, jak właśnie chleba i zwykłego soku porzeczkowego. Muszę przyznać, że to chyba najdroższy chleb ze smalcem, jaki jadłem w życiu i najdroższy sok, jaki piłem - tłumaczy rozgoryczony mężczyzna.
Restauracja, z którą skontaktował się "Fakt" odniosła się do tych zarzutów. "Zwróciliśmy się do Karczmy Lwowskiej z prośbą o wyjaśnienie w tej sprawie i jak usłyszeliśmy, ceny podane na rachunku były zgodne z tymi z karty, którą każdy gość dostaje przed złożeniem zamówienia" - czytamy.
Kością niezgody była także opłata serwisowa. W tym wypadku wyniosła ona 68 zł. Jak tłumaczy restauracja, za każdym razem kelner pyta klientów, czy życzą sobie specjalnego potraktowania i w związku z tym godzą się na doliczenie jej do rachunku. Opłata serwisowa to zazwyczaj 10 proc. wartości zamówienia. - Jeżeli takiej zgody nie było, to jesteśmy skłonni zwrócić te pieniądze - zapewniają przedstawiciele lokalu.