Anna Dobiecka: O czym marzyłeś w dzieciństwie?
Kamil Lemieszewski: Gdy byłem mały uwielbiałem teatr. Starałem się występować, gdzie tylko mogłem, w teatrzykach, jako ministrant w kościele na scenie obok "głównego aktora” i tak mi zostało… Myślałem tez o ASP. Ale po medycynie pracowałem w cyrku przez 8 lat jako clown, reżyser, żongler, mim, szczudlarz i konferansjer…
Z jakiego miasta pochodzisz? Czy miało ono wpływ na Twoje dzieciństwo i młodość?
Urodziłem się w Łodzi, mieście znanym z filmówki i stolicy bawełny ale edukacja na filmowce była dodatkiem, bo moje zainteresowania były bardzo szerokie. Biologia, kultura, sztuka…
Wybrałem medycynę, studiowałem pielęgniarstwo i położnictwo. Interesowały mnie operacje, asystowanie na chirurgii, poznanie człowieka holistycznie i dogłębnie anatomicznie oraz psychologicznie. Jednocześnie chciałem koniecznie zgłębiać antropologię kulturową. Ale ciągle nie mogłem sobie odmówić grania jako aktor, bo to moja pasja i droga życiowa…
To bardzo czasochłonne. Jak to wszystko godziłeś?
Studiowałem dziennie, wieczorowo i zaocznie, a nocami pracowałem w kultowym pubie Łódź Kaliska lub na wybiegach jako model. Dla tej pracy poświęciłem nawet swojego irokeza. Kończyłem zmiany o 6.00 rano i szedłem na zajęcia.
Ale to nie wszystkie twoje umiejętności.
Zawsze chciałem sam wykonywać czynności kaskaderskie, grałem człowieka-pochodnię, skakałem z dachów, robiłem salta, walczyłem wręcz i na miecze. Jak mówiłem - zawsze też pociągał mnie cyrk. Nauczyłem się żonglować, chodzić na szczudłach. A potem chciałem te umiejętności przekazywać, więc zajmowałem się pedagogiką cyrkową – uczyłem dzieci. Dziś wielu z moich podopiecznych występuje w światowej sławy cyrkach.
W Polsce czułeś się spełniony. Dlaczego przyjechałeś do Anglii?
Właściwie czułem niedosyt i bylem ograniczony. Chciałem spróbować rynku zagranicznego, brytyjskiego i amerykańskiego, czyli Hollywoodu. Skończył mi się jeden z kontraktów na Polskę, więc z bólem serca odrzuciłem kilka głównych ról i przyjechałem do Londynu z jedną walizką.
Jak wyglądały Twoje początki na obczyźnie?
Znałem jedną osobę, która miała mi pomóc wejść w świat modowy i artystyczny, ale mnie wykorzystała i zostawiła na bruku. Plany były piękne, a wyszło jak w życiu. W rzeczywistości musieliśmy zaczynać z narzeczoną niżej niż od zera.
W Polsce byłem dyrektorem artystycznym i kreatywnym dla największych agencji reklamowych. Prowadziłem projekty teatralne dla Ministerstwa Kultury i Sztuki. Byłem reżyserem castingowym i współproducentem reklam, a tu się okazało, że jestem... nikim.
Zacząłem więc pracować jako stylista w sklepach odzieżowych i dostałem się do agencji modelingowych i aktorskich. Po dosłownie tysiącach wysłanych maili dostałem się do reklamy z Danielem Craigiem, czyli biłem się i ścigałem z samym Jamesem Bondem i jego dublerem.
Czy to był ten początek kariery?
Nie, ponieważ w świecie filmowym jest ważny akcent i pochodzenie. Gdy przyznawałem się, że jestem Polakiem, drzwi się zatrzaskiwały. Przestałem więc mówić że jestem z Polski, ale nigdy tego nie negowałem, a jeśli ktoś mocno dopytywał, to pozwalałem żeby myśleli, iż pochodzę np. z Francji, czy Izraela, bo taki mam mój angielski akcent. To był ten czas, gdy Polacy byli postrzegani jako ci od zmywaków, hydrauliki, magazynów i barów.
To jak sobie poradziłeś?
Pomógł mi trochę mój rodowód. Jestem herbu Lubicz i Odrowąż. Kiedyś bliżej zbadałem te kwestie i okazało się, że dla niektórych osób to ma znaczenie. I to ma bardzo duże.
Czyli jesteś też szlachcicem?
Tak, moja babcia herbu Odrowąż z polskiego miasta Brześć i dziadek Herbu Lubicz z polskiego Lwowa. Także niedawno zostałem pasowany na Rycerza Malty, Gibraltaru i Wielkiej Brytanii przez szlachtę brytyjską. Dodatkowo uwielbiam fechtunek, w latach licealnych uczyłem się szermierki i brałem udział w turniejach bractwa rycerskiego. Do tej pory ta umiejętność przydaje mnie się w pracy - np. podczas premiery otwarcia Olimpiady w Baku czy w filmach.
Jakie są Twoje największe osiągnięcia życiowe?
Zarażanie innych pasją do życia i tworzenia. Gdy uczyłem sztuki cyrkowej, udało mi się wyciągnąć z biedy kulturowej i społecznej tysiące dzieciaków i one teraz nauczają innych.
Uczyłem chodzić modelki w szpilkach i pozować do zdjęć, między innymi Justynę Gradek, i one dzisiaj robią wielkie kariery. To jest satysfakcja. Uwielbiam patrzeć na uśmiechnięte dzieci i cieszy mnie to, gdy mogę je zarazić chęcią do życia i tworzenia.
W Polsce miałem swoje Centrum Kultury Kreatywnej STARA SZWALNIA / ETERNIA. Tworzyłem Festiwale Międzynarodowe. Wychodziłem też do łódzkich parków i uczyłem tych, którzy przychodzili: starych, młodych, bezdomnych, byłych więźniów i ich dzieci. Nie wszystkim się to podobało, ale nie przerażało mnie to. Te osoby, które podłapały bakcyla, zatrudniałem u siebie. Pokazałem im inny świat i one przekazują to innym teraz występując w świecie.
A jeśli chodzi o aktorstwo?
Zostałem nominowany, by grać Jamesa Bonda jako jeden z 30 kandydatów. Zagrałem u boku Daniela Craig’a czy Jude Law, Willa Smitha, Joanny Lumley, także u Spielberg’a, Guy’a Ritchie'go i to w 3 filmach, w Gwiezdnych Wojnach, Jurajskim Świecie 2 i wielu innych. A tworzę też już własne filmy.
Twoi koledzy po fachu pytają co robić, żeby zrobić karierę jak ty.
Masz na myśli to, że grałem w filmach hollywoodzkich? To w pewnym sensie efekt uboczny moich działań, choć przyznaję, że miły. Był to kiedyś cel życiowy, ale jeden z wielu.
Jakie były inne? Osiągnąłeś je?
Chciałem zagrać w musicalu - zagrałem, wystąpić w Operze Narodowej - grałem w "Zaczarowanym flecie” przed pełną widownią i moją mamą, która mogła mnie oglądać. Dużo by wymieniać.
Co liczy się w życiu?
Gdy byłem młodszy to wracając skacowany po imprezie zobaczyłem napis "stoję aby paść, padam aby wstać, wstaję żeby żyć, żyję aby pić”. Ale przerobiłem, to na “tworzyć i żyć z tworzenia”. Czyli ważne jest to, ile razy powstaniesz. Tylko to doświadczenie, które pozwoliło mi wstać, liczy się tak naprawdę.
Nie ma, że coś jest niemożliwe. Wszystko jest możliwe, jeśli chcesz. A porażki są wliczone w cenę. Nie wygrałem 123 castingów, ale wygram ten następny, albo jeszcze następny. Albo sam coś wyprodukuję.
Co najtrudniejszego Cię w życiu spotkało?
Myślę, że w życiu najtrudniejsze są zawody miłosne. Sercowe rozterki. One tak naprawdę bolą najbardziej. Są motorem życiowym, wrzucone w tryby maszyny życia rozwalają wszystko... albo wzmacniają i stajesz się silniejszy niż myślałeś.
Ale to też pożywka dla twórcy?
Tak. Z tych powodów napisałem wiersze, które będą niedługo wydane. Jest to też inspiracja do tworzenia nowych opowieści oraz gry emocjonalnej, kiedy np.: trzeba się śmiać, albo płakać, czy szlochać.
Komedia czy tragedia? Ma to znaczenie?
Wolę leczyć uśmiechem. Ale gdy mam grać sceny tragiczne, też je gram. Tylko, że kosztują mnie one więcej energii i bardziej to przeżywam, Bo żeby je zagrać trzeba przywołać emocje i opakować je scenariuszem i dialogiem. W każdej postaci jest moje własne przeżycie. Cząstka mojego życia. To jest trudne i piękne, bo dzięki temu mam wiele żyć i wcieleń.
Czy doradzisz innym podążać za swoimi marzeniami?
Jeśli chcą być niewolnikami to niech idą do sklepu na kasę, ale jeśli chcą się cieszyć życiem, niech realizują swoje cele. Osobiście lubię pokazywać ludziom inne możliwości. Dla niektórych są one straszne, a dla innych piękne.
Prowadziłem na przykład projekt CyrkOniJa, w który wciągnąłem studentów z Erasmusa i oni stali się nauczycielami zaniedbanych przez społeczeństwo dzieci z dużych miast. To dało im szansę wyzwolić się z biedy społecznej. Czy nawet tutaj w Londynie kiedy ćwiczę, to uczę też dzieci w parkach, kiedy do mnie podchodzą jak żongluję, czy chodzę po linie.
Jak sobie radzisz psychicznie z przeszkodami i hejtem?
Jak nie ma wrogów, to nie ma sukcesu. Przeszkody mnie motywują. Gdy byłem nastolatkiem i powiedzieli mi, że nie nadaję się do pracy jako model, to ja powiedziałam "spróbuję w innej agencji” i pojechałem autostopem do Warszawy. Gdy w kolejnych powiedzieli "nie”, to otworzyłem swoją agencję. Po 2 latach te same osoby chciały, żebym pracował dla nich...
Piszesz o sobie: Actor, Fashion Model, Photo Model, Performer – która z tych ról jest najbliższa twemu sercu?
Dziś to producent, bo najszczęśliwszy jestem, gdy tworzę. Aktorem jestem, kocham przekazywanie różnych historii, dlatego przygotowuję produkcje przez siebie wybrane. Mam listę swoich pomysłów na filmy i szukam inwestorów żeby pokazać je ludziom. Chcę, żeby inni mogli się delektować tymi historiami, chcę budzić emocje i edukować jeśli mogę.
Nad jakim dużym projektem pracujesz?
Kończę film "Wild is the north” wraz ze szkockimi aktorami i ekipą filmową, który mówi o pierwszej Unii angielsko-szkockiej w czasach króla Kanuta Drugiego, kiedy na angielskim tronie siedział... Polak.
Teraz zaś w polskiej TV leci reklama, w której wcieliłem się w Króla Koryntu - Syzyfa. Na świecie jako szkocki góral zmagam się zaś z naturą robiąc whisky. Przygotowuję się też do filmowej roli Króla Heroda w Hollywoodzkim filmie “Jezus i reszta“ oraz szkolę się u byłych żołnierzy do nowej roli w serialu Netflixa.
Jednocześnie planuję już dwa duże projekty w tym serial “NAMELESS” wraz z Dawidem Grzesikiem – opowieść o antycznej Lechii i mnichu, który spotyka słowiańskich bogów.
A co robisz, kiedy nie masz dużych zleceń? Korzystasz z życia?
Muszę pracować nad sobą. Praca aktora to ciągły rozwój, nie tylko czytanie scenariuszy. Dziennie ćwiczę po kilka godzin i biegam. Jeżdżę do stadniny, teraz będę się uczył poprawnie strzelać z łuku u polskiej mistrzyni świata Ani Sokólskiej, czy walczył w MMA.
Gdy pracujesz, to idziesz na plan czasem o 3. rano i kończysz o 20. albo i później. Wracasz, uczysz się nowej roli, śpisz ze 2 godziny i znowu na plan. Czasem musisz wytrzymać kilka godzin w lodowatej wodzie, a czasem trzeba kuć siedmiokilogramowym młotem excalibura. I tłuczesz tym młotem kowalskim po kilka godzin dziennie, choć ujęcie w filmie trwa raptem kilkadziesiąt sekund.
Praca nad tym excaliburem dała mi tak w kość, że schudłem 10 kg po kilku dniach. I na tym to polega – dajesz z siebie wszystko, starasz się przetrwać a potem musisz wstać, uśmiechnąć się i następnie wrócić, by zrobić to samo jutro jeszcze raz i jeszcze raz, dokladnie tak samo, albo inaczej.
Jaki wpływ ma to co robisz zawodowo na życie prywatne?
Staram się to rozdzielać. Przyznaję, że moim byłym partnerkom było trudno wytrzymać mój styl życia: sesje,nieobecność, brak pracy przez długi czas, występy, ciągłe pranie kostiumów, publikowanie postów na social mediach, umawianie się na spotkania, bo sam też jestem swoim agentem, wymyślanie scenariuszy, edycja materiałów filmowych i tak dalej…
Dużo tego.
Ja rzadko narzekam, bo mogę żyć z tego, co jest moją pasją. Motorem do tworzenia i działania jest dla mnie zawsze myśl o sportowcach z paraolimpiad, np. pływacy, łucznicy bez rąk, kulturyści bez nóg albo malarze malujący ustami. Ten fakt otworzył mi oczy i serce. My mamy ręce, nogi, sprawne ciało i szukamy wymówek, by nic nie robić. A inni działają, mimo takich przeszkód. Czyli wszystko jest możliwe.
Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko nieprawdopodobne - tak powiedział jeden z moich mistrzów kiedy tańczyłem modern jazz. Dlatego moja lista życiowych planów rośnie dalej wzdłuż i wszerz.
Nawet jeśli upadasz, czy dostajesz kopniaka, to wstajesz i widzisz inne możliwości. Każda porażka może być zmieniona w sukces. Nie umiesz czegoś, to się nauczysz. To, że przegrywamy w danym momencie, nie znaczy, że przegraliśmy. To tylko nas oddala od zwycięstwa. A w następnym życiu będziemy jeszcze lepsi.
Przeczytaj też inne teksty Anny Dobieckiej w ramach cyklu #o2naWyspach:
- Polka prowadzi autobusy w Londynie. "Marzyłam o tym 9 lat, w końcu się udało"
- Polska kulturystka: "Nigdy nie czułam się bardziej kobieco"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.