W czerwcu tego roku Maciej Orłoś obchodziłby 30-lecie pracy w "Teleexpressie", jednak życie napisało inny scenariusz. Mimo iż przez ponad 20 lat jego pracy dla TVP stacją kierowało kilku prezesów, to za kadencji Jacka Kurskiego dziennikarz zdecydował się odejść. Powód - upolitycznienie stacji i brak wolności słowa, co ujawnił dopiero po jakimś czasie. Choć jak złośliwie komentował odejście Orłosia Jacek Kurski, "bez telewizji publicznej niektórzy ludzie nie istnieją", dziennikarz skutecznie udowadnia, że to nieprawda.
Maciej Orłoś nie przeszedł do żadnej konkurencyjnej stacji, a dziś z powodzeniem realizuje się m.in. w Radiu Nowy Świat oraz w sieci. Od trzech lat Orłoś prowadzi swój kanał na YouTube. W najnowszym wywiadzie dla Wirtualnych Mediów przyznaje, że w internecie znalazł to, czego nie miał w TVP.
Jak zwraca uwagę Maciej Orłoś, w swoim programie może otwarcie mówić to, co myśli i "doznaje prawdziwej wolności słowa". Tym samym delikatnie wbija szpilę prezesowi publicznej stacji.
- Zależy mi, by ze swoim przekazem trafiać do ludzi, którzy myślą inaczej, mają inne poglądy i dzięki mnie mogą usłyszeć coś, o czym nie wiedzieli. W tym programie patrzymy rządzącym na ręce. I robimy to zdecydowanie, bo to się widzom należy, zwłaszcza teraz, gdy są próby ograniczania wolności mediów - zauważa Orłoś.
Podsumowując trzy lata swojej działalności w charakterze youtubera Maciej Orłoś wyznał, że rosnące grono odbiorców i wpłaty fanów pozwalają mu na rozwój profesjonalnego medialnego projektu.
- Na początku regularnie dokładałem do tego biznesu, bo realizacja każdego odcinka kosztuje. Teraz mamy profesjonalny montaż, oprawę, ikonki, a gdy weszliśmy na Patronite i udało się przekroczyć pierwszy próg, pojawiło się znacznie więcej odsłon naszych programów, wzrosła liczba subskrypcji kanału i przestałem do tego dokładać. Ale to nie tak, że zarabiam na swojej obecności na YouTubie wielkie pieniądze - podkreślił.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.