Agnieszka Adamska, Wirtualna Polska: Każdy z nas czasem przeżywa tzw. nowy początek. Ten nowy etap w życiu nie zawsze jednak zaczyna się na skutek dobrych zdarzeń. Czasem poprzedzają go takie sytuacje jak strata bliskiej osoby, rozpad związku, utrata pracy. Czy można nauczyć się patrzeć na takie wydarzenia jak na nową szansę?
Aneta Kopel: Byłoby wspaniale, gdyby "nowy początek" rozpoczynał się na nasze życzenie, zgodnie z naszymi planami, intencjami i w odpowiednim czasie. Nie żyjemy jednak w idealnym świecie i zmiany bardzo często dzieją się poza naszą wolą, nieoczekiwanie, czasem gwałtownie. Nie zawsze chcemy tego nowego, boimy się zmiany, bo wytrąca nas z poczucia bezpieczeństwa, z tego, co znamy i w czym jesteśmy zakorzenieni.
W sytuacji rozpadu związku, utraty pracy lub straty bliskiej osoby musimy przeżyć żałobę, pożegnać stare – tylko wtedy będziemy mogli spojrzeć na te wydarzenia z innej perspektywy. To bardzo trudny czas, ale bardzo ważny i warto być w nim obecnym.
Latami tkwimy w czymś, co nas uwiera, jest niewygodne, ale przywykliśmy do tego, jest znane i bezpieczne. Wzdychamy i marzymy o czymś innym, lepszym, ale przed zmianą powstrzymuje nas lęk. Jesteśmy w tej sytuacji dopóki ktoś lub coś nie podejmie za nas decyzji – nie odejdzie partner, nie zostaniemy zwolnieni z pracy, której nie lubiliśmy, ale wpływająca co miesiąc niezbyt wysoka pensja dawała nam złudne poczucie bezpieczeństwa. W panice zaczynamy się zastanawiać, co robić, jak żyć, jak ułożyć swoje życie na nowo, jak wyjść poza schemat. Gdy pokonamy lęk i uczciwie odpowiemy sobie na pytania, czego pragniemy, jakie są wartości, jakie mamy zasoby, przed nami otwiera się nowa szansa na życie, jakiego zawsze pragnęliśmy.
Czy żeby móc zacząć życie na nowo, trzeba zamknąć sprawy, które wciąż łączą nas z tamtą dawną rzeczywistością?
Myślę, że to bardzo ważne pytanie. Rzeczywiście, aby wejść na "nową drogę", nieodwołalnie trzeba zejść ze "starej drogi". Chodzi o to, by wyciągnąć wnioski z wcześniejszych doświadczeń – a to mogą być dla nas bardzo istotne lekcje – i iść dalej. Iść bez oglądania się za siebie, bez rozpamiętywania, bez zajmowania się tym, na co już nie mamy wpływu. Stałe powracanie do przeszłości już jej nie zmieni, natomiast będzie miało negatywny wpływ na naszą teraźniejszość i samopoczucie.
Wiem, że to trudne. W mojej praktyce spotykam wielu pacjentów, którzy rozpamiętują przeszłość, zastanawiając się: "jak ona mogła tak postąpić?" albo zadając sobie pytania, na które nie znajdują odpowiedzi np. "dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe?". To bardzo destrukcyjne zachowania, potrzebujemy dużej uważności, by nie kierować myśli w te rejony.
Dla wielu osób nowy początek jest w pewnym sensie zmartwychwstaniem. Odradzają się z dawnego, niekoniecznie udanego życia. Jak zacząć dobrze, żeby nie powielać dawnych błędów?
Jak już wspomniałam, należy przede wszystkim zatrzymać się, porozglądać dookoła i zastanowić, co spowodowało, że znalazłam się właśnie tutaj. To przecież jakieś nasze wcześniejsze działania doprowadziły nas właśnie do tego punktu, w którym jesteśmy teraz. Warto być uważnym, wyciągać wnioski z doświadczeń i starać nie popełniać tych samych błędów. Jest takie powiedzenie: "aby zmienić coś w swoim życiu, musisz zmienić coś w swoim życiu".
Gdy odejdzie na przykład partner, po pierwszym szoku może okazać się, że nasz związek nie był tak udany, jak myśleliśmy. Odkrywamy, że byliśmy zdradzani lub oszukiwani albo że nasz związek był przemocowy. Po początkowym szoku przychodzi refleksja, że może jednak dobrze się stało, jak się stało, bo nam samym trudno byłoby podjąć decyzję o rozstaniu i odejść z tego związku. Nagle oddychamy z ulgą, prostujemy plecy, mamy więcej czasu i przestrzeni, by zająć się sobą. W końcu możemy planować swój dzień i swoje życie zgodnie z własnymi potrzebami.
Nowe życie to także czas poznawania siebie. Przez kilka lub kilkanaście lat w związku zapominamy często, kim jesteśmy naprawdę. "Ja" zmieniamy na "my". Poznanie tego "ja", zaprzyjaźnienie się z nim to początek zmiany.
Zwykle działamy na autopilocie, bezrefleksyjnie powtarzając znane nam schematy działania. Na przykład kiedy zaczynamy nową pracę lub wchodzimy w nowy związek, wybieramy partnerów podobnych do tych, których mieliśmy poprzednio. Dlatego warto wspierać się w czasie zmiany terapią – to pozwoli odczytać naszą mapę, poznać utarte ścieżki i schematy, które automatycznie stosujemy w naszym życiu. Ta świadomość pozwoli nam dokonywać innych, bardziej świadomych wyborów w przyszłości.
Najtrudniejsze nowe początki to takie, kiedy zaczynamy wszystko od zera – bez środków finansowych, pozycji, pracy, bliskich. Trudno w takich okolicznościach budować wszystko od podstaw…
Kryzys – paradoksalnie – może być szansą na zmianę, na lepsze życie i funkcjonowanie. Może być szansą na zbudowanie wiary w siebie, na nauczenie się nowych sposobów radzenia sobie w życiu. Należy jednak pamiętać, że każda zmiana, nawet ta na lepsze, łączy się z pewnego rodzaju stresem, dyskomfortem. To podobnie jak ze zmianą komputera na nowy, z lepszym oprogramowaniem. Na początku, gdy uczymy się jego wszystkich funkcji, spada efektywność i szybkość naszych działań, czyli – następuje pogorszenie. Dopiero po jakimś czasie, gdy poznamy wszystkie funkcje nowego sprzętu, możemy odczuć korzyści, jakie przyniosła ze sobą ta zmiana. To naturalne, ponieważ stary komputer, choć mniej zaawansowany technologicznie, był przez nas dobrze opanowany, a nauka nowego oprogramowania systemu trochę trwa.
To obrazowe porównanie odnosi się również do naszego życia. Oczywiście nie można stawiać na równi zmiany komputera z zaczynaniem wszystkiego od początku, ale chodzi tutaj o to, by pamiętać, na czym polega proces zmiany. Ważne jest więc, by mieć świadomość, że na początku każdej zmiany będzie gorzej, mniej komfortowo. Bez tej świadomości wiele osób zarzuca zmianę i pogrąża się w trudnej sytuacji, ale życie uczy nas, że samo się nie ułoży, a przynajmniej nie tak jakbyśmy tego chcieli.
Innym istotnym elementem jest oszacowanie własnych zasobów: czasowych, intelektualnych, zdrowotnych, finansowych, zasobów w postaci innych ludzi i wyznaczenie adekwatnych, realistycznych do naszych zasobów celów. Kiedy cel jest zbyt duży, szansa na zrealizowanie maleje, zniechęcamy się do dalszych działań i tracimy wiarę w powodzenie. Dlatego podzielmy cel na mniejsze kroki, które są możliwe do wykonania, zauważajmy nasze małe sukcesy i nagradzajmy się za nie drobnymi przyjemnościami. Nie zapominajmy również o proszeniu o pomoc i pamiętajmy, że nigdy nie jest za późno, by zacząć wszystko od nowa.
O nowym początku i drugiej szansie opowiada nowy serial CANAL+ "Powrót". Jego bohater odradza się w dosłownym tego słowa znaczeniu – zmartwychwstaje z grobu. Ten przykład możemy traktować jako metaforę nowego początku i zarazem przestrogę, żeby szanować swoje życie. Niestety, na co dzień rzadko mamy takie refleksje. Najważniejsze rzeczy zazwyczaj doceniamy dopiero wtedy, gdy je tracimy…
Tak, najczęściej refleksje i przemyślenia przychodzą już po fakcie, kiedy już się coś wydarzy: rozpada się związek, zaczynamy chorować, dopada nas wypalenie zawodowe. To nie dzieje się nagle – czujemy symptomy płynące z ciała, ale uciszamy je, nie zwracamy uwagi, bo zawsze jest coś pilniejszego, co trzeba zrobić. Często ambicja nie pozwala nam zwolnić, zaczerpnąć oddechu, więc mówimy sobie, że damy radę piąć się wzwyż. Nadwyrężamy swoje zdrowie, eksploatujemy swoje zasoby psychiczne do granic możliwości, w imię awansu, kariery, nie zawsze uświadamiając sobie, co jest dla nas ważne. Czy rzeczywiście praca w korporacji po kilkanaście godzin dziennie jest spełnieniem naszych marzeń? Co ze związkiem? A co z czasem dla siebie, dla rodziny?
To wszystko trwa do czasu. Jak mówi przysłowie "dopóki dzban nosi wodę, dopóki mu się ucho nie urwie". Nie zawsze są to tak ekstremalne sytuacje jak śmierć, tak jak w przypadku bohatera serialu "Powrót". Czasem to wypadek, choroba, cokolwiek, co nas unieruchamia, każe się zatrzymać. Oczywiście na początku pojawia się szok, zdziwienie, złość i dyskomfort, ale potem przychodzi zastanowienie. Dlaczego tak się stało? Co poszło nie tak? I co mogę zrobić, by nie dopuścić, by podobna sytuacja się powtórzyła? Bo w natłoku codziennych spraw zapominamy o tym, co mamy. Myślimy raczej o tym, czego jeszcze nie mamy, czego nie osiągnęliśmy, a nie doceniamy tego, co już jest. Nie doceniamy siebie. Rzadko zastanawiamy się też nad tym, że nic w życiu nie jest nam dane raz na zawsze.
A przecież zmiany i straty są częścią naszego życia. I choć usilnie poszukujemy stabilizacji i przewidywalności, od najmłodszych lat doświadczamy zmiany. Tracimy ukochanego króliczka, przyjaźń, pracę, zdrowie czy młodość. Niestety, czasem nie ma innej drogi jak utrata, by docenić to, co się ma. Dobrze jest więc skupić uwagę na tym, co się ma, zamiast na tym, czego się nie ma. Docenienie tego, co posiadamy, jest niezwykle cenną umiejętnością. Warto wprowadzić do swojego życia codzienną praktykę wdzięczności i poświęcić na nią codziennie kilka minut. Możemy na przykład zapisywać wieczorem 10 dobrych rzeczy, które wydarzyły się w ciągu dnia. Poczucie wdzięczności wpływa na poprawę naszego samopoczucia oraz podnosi zadowolenie z życia – zostało to udowodnione naukowo!
Strata bliskich zazwyczaj wiąże się z żałobą – tego często wymaga od nas otoczenie. Ale w rzeczywistości każdy przeżywa stratę po swojemu. Ale np. żona głównego bohatera serialu "Powrót" po śmierci męża rzuca się w wir towarzyskich wrażeń – w ten sposób zagłusza swój ból. Czy aktywne, rozrywkowe życie i niepozwalanie sobie na smutne myśli może być dobrym sposobem na uporanie się ze stratą ukochanej osoby?
Żałoba to czas na pogodzenie się ze stratą – każdą. W tradycyjnym społeczeństwie jej zasady były bardzo sztywno określone: jak okazywać ból, jak się ubierać, zachowywać itd. Inaczej przechodziło się żałobę po śmierci współmałżonka, inaczej – rodziców czy dalszych krewnych. Katalog tych zachowań zmieniał się na przestrzeni lat.
We współczesnej kulturze niejako odsunęliśmy śmierć na dalszy plan. Nie jesteśmy jej świadkami, nie obcujemy z nią. Śmierć odbywa się – najczęściej – poza naszymi domami. Nasi domownicy czy przyjaciele umierają w szpitalach lub hospicjach. Nie obcujemy z ciałem. Już nikt nie zaprasza do domu żałobników czy sąsiadów, by czuwali i modlili się przy zmarłym.
Dlatego też zmieniły się zasady dotyczące żałoby, ubierania się na czarno itd. Również tempo życia nie pozwala na przeżywanie żałoby tak, jak przeżywali ją nasi przodkowie. Choć badacze wyodrębnili kilka etapów żałoby, każdy przeżywa ją na swój sposób i we własnym tempie. Nie należy oceniać tego, jak ktoś przechodzi żałobę – to sprawa bardzo osobista i indywidualna.
Każdy inaczej radzi sobie z emocjami, której jej towarzyszą. Jedni izolują się, by opłakiwać swoją stratę, inni zaś rzucają się w wir życia, by zagłuszyć smutek. Bo żałoba to proces, w którym pojawia się wiele emocji: smutek, żal, gniew, poczucie pustki czy niesprawiedliwości. Często towarzyszą im różnego rodzaju dolegliwości, jak np. utrata apetytu, problemy ze snem, koncentracją czy stany niepokoju. Radzenie sobie w sposób adaptacyjny to dopuszczenie do siebie wszystkich emocji oraz akceptacja i pogodzenie się z odejściem bliskiej osoby – potem dopiero możliwa jest adaptacja, czyli zmiana perspektywy.
Warto ten czas wykorzystać na zastanowienie się, co dana relacja wniosła do naszego życia, czego nas nauczyła, ale także czego nie chcielibyśmy już powtarzać w kolejnej, co chcielibyśmy zmienić.
Mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. Trudne sytuacje świetnie weryfikują jakość naszych relacji – zazwyczaj, gdy stoimy na rozstaju dróg albo zmagamy się z kryzysem, okazuje się, że tych oddanych osób zostaje zaledwie garstka. A co, gdy nie mamy u boku nikogo, kto by wsparł nas w budowaniu nowego życia?
Wsparcie rodziny lub przyjaciół jest bezcenne – nie tylko w sytuacjach kryzysowych. Obecność kogoś bliskiego jest szczególnie ważna, gdy zaczynamy od nowa, gdy otwieramy nowy etap naszego życia. Warto rozejrzeć się dokoła, by sprawdzić, czy naprawdę w naszym otoczeniu nie ma kogoś, kto podałby pomocną dłoń.
Gdyby jednak okazało się, że jesteśmy sami, polecałabym otwarcie się na grupy wsparcia, terapie grupowe lub indywidualne. Zmiana życia to także czas otwierania się na nowe możliwości, eksplorowania nowych smaków, rejonów, upodobań. Możemy nagle odkryć w sobie nowe pasje, zacząć przygodę z jogą, pilatesem, gotowaniem, medytacją, podróżami – dzięki którym wchodzimy w nową grupę, nowe środowisko i poznajemy nowych ludzi.
Ważną rolę w budowaniu nowego życia mogą stanowić lektury rozwojowe. W ostatnich latach nastąpił niemal wysyp książek niemal na każdy temat. No i ogromną rolę w przebudowywaniu własnego życia ma terapia lub coaching. Wizyta u specjalisty to nie powód do wstydu i nie ma nic wspólnego z myśleniem, że nie dajemy sobie rady. Dzięki terapeucie lepiej poznamy siebie, przyjrzymy się schematom naszego działania, by w nowym życiu nie popełniać błędów z przeszłości.
Chyba najtrudniej życiowe zmiany przeżywają dzieci. Kiedy świat przewraca się do góry nogami, maluchy i nastolatki częściej widzą w tym zagrożenie i katastrofę niż nową szansę. Jak pomóc dzieciom przejść przez życiowe rewolucje?
Zmiany życiowe takie jak rozwód rodziców, przeprowadzka, zmiana szkoły i rozstanie z przyjaciółmi i kolegami z klasy dzieci traktują jak koniec świata. Bo to jest dla nich koniec świata – ich świata, jedynego, jaki znają. Dzieci nie patrzą w szerszej perspektywie, nie mają dużego doświadczenia życiowego, przechodzą przez dane wydarzenie po raz pierwszy, więc nie za bardzo wiedzą, jak sobie radzić. Dlatego bardzo ważne, by nie lekceważyć ich przeżyć i emocji, nie umniejszać, nie mówić: "nie dramatyzuj" czy: "to nie koniec świata", ale starać się zrozumieć, co przeżywają i próbować "oswoić" tę zmianę oraz to, co ze sobą przynosi.
Często rodzice starają się "odkupić" swoje winy prezentami czy zakupami. Oczywiście nie ma nic złego w kupowaniu dziecku prezentów, ale nie powinny być one traktowane jak przekupstwo. Żaden prezent nie zastąpi obecności i prawdziwego zainteresowania światem dziecka. Dlatego trzeba rozmawiać, pytać o uczucia, emocje, oczekiwania. Po prostu być przy dziecku i trzymać jego stronę.
"Powrót" to serial o relacjach – tych zaniedbywanych i zaprzepaszczonych, ale także tych trwałych, które wytrzymały życiowe perturbacje i tych nowych, które pojawiają się niespodziewanie. Mówiąc o drugiej szansie, często mamy na myśli także ratowanie związków – przyjacielskich, małżeńskich, rodzinnych. Kiedy jeszcze można się o to starać, a kiedy powinniśmy zrozumieć, że jest za późno?
To bardzo trudne pytanie i odpowiedzi może być tyle, ile ludzi w relacjach. Przede wszystkim należy dbać o związek i siebie nawzajem dzień po dniu. Na pozór to oczywiste, ale w codziennym, pełnym obowiązków i stresu życiu może to umknąć naszej uwadze, bo praca, szkoła, rachunki, kredyt. Nie muszą to być spektakularne gesty – do budowania dobrych relacji wystarczy choćby zaangażowanie w rozmowę o tym, jak minął dzień, wspólne zjedzenie kolacji, wyjście razem na wieczorny spacer z psem.
W codziennym biegu zaniedbujemy nie tylko siebie i swoich partnerów, ale także naszych przyjaciół i znajomych, przypominając sobie o nich, gdy jesteśmy w kryzysie lub mamy jakąś sprawę do załatwienia. Warto się przyjrzeć, czy nie jest to nasz schemat działania. Każda relacja jest rodzajem wymiany, gdzie dawanie i przyjmowanie powinno – w ideale – być w równowadze. Gdy szala przechyla się w jedną lub drugą stronę, powinna zapalić się nam czerwona lampka.
Gdy nasza relacja zbudowana jest na takich wartościach jak przyjaźń, szacunek, empatia – prawie zawsze jest pole do rozmowy, do wyjaśnienia pewnych zaszłości oraz – jeśli jest taka wola obu stron – praca nad jej polepszeniem. Jeśli jednak w związku pojawia się przemoc psychiczna lub fizyczna, warto zastanowić się nad zasadnością jego kontynuacji.
Nowe życie kojarzy się z czystą, niezapisaną kartką. To pusta przestrzeń, którą możemy zapełniać nowymi doświadczeniami, nie ciągnąc za sobą dawnych problemów i błędów. Tylko czy tak faktycznie się da? Czy można raz na zawsze zamknąć za sobą drzwi do dawnego świata i zapomnieć o przeszłości?
Dlaczego tak lubimy wracać do przeszłości? Bo jest zamkniętym, znanym i bezpiecznym etapem naszego życia. To nasze beztroskie dzieciństwo i młodość, (najczęściej) kochający rodzice i dziadkowie. Oczywiście nie możemy wymazać przeszłości z naszego życia, a także trudnych spraw, problemów, popełnionych błędów. Ważne, by zdawać sobie z nich sprawę, wyciągać wnioski i nie powtarzać. Miejscem przeszłości jest przeszłość. I nie może ona kłaść się cieniem nad teraźniejszością – te dwa światy są nie do połączenia!
Jak już mówiłam, boimy się tego, czego nie znamy, co jest nowe, potencjalnie groźne, choć ekscytujące. Nowy początek to jakby dostać nowe życie. Dlatego przydajemy symbolicznym datom magiczne moce: nowy rok czy nów księżyca to nowe karty, na których możemy zapisać swoje plany i marzenia, zacząć nowy rozdział. Każda zmiana, większa czy mniejsza, niesie za sobą nadzieję na lepsze, dlatego myślmy o niej jak o powiewie świeżej morskiej bryzy, która niesie zapowiedź wspaniałej przygody!
Premiera wspomnianego w rozmowie serialu "Powrót" już 15 kwietnia br. na CANAL+ PREMIUM oraz online, na canalplus.com.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.